Światowe Dni Młodzieży

W łomżyńskim otoczeniu


ŚDM
W dniach 28 lipca – 01 sierpnia 2016 r. wielu mieszkańców regionu postanowiło uczestniczyć w odbywających się w Krakowie Światowych Dniach Młodzieży. Wśród nich była m.in. grupa mieszkańców Łomży i okolic, która wbrew pojawiającym się komentarzom o niebezpieczeństwie udziału w tak masowym wydarzeniu postanowiła zaryzykować i wyruszyła na spotkanie z Papieżem.
Rzeczywistością stały się oczekiwania tych, którzy życzyli, aby w czasie ŚDM można było naprawdę się rozerwać. A możliwości ku temu przez kilka dni spędzonych w Krakowie było wiele. Imprezie towarzyszyły liczne atrakcje i wszystkie pomysły o dziwo wypaliły. Miały miejsce prezentacje gości z innych krajów, przedstawienie ich kultury i zwyczajów państw, z których przybyli na SDM. Okazało się, że ludzie różnych narodowości mają wiele wspólnych cech. Dawało to poczucie jedności i porozumienia. Choć te odbywało się również drogą tłumaczeń z języka polskiego na m.in. niemiecki, angielski, hiszpański, włoski i francuski.
Kraków przywitał nas z ludźmi z ponad 180 krajów świata. Dało się zauważyć flagi z wielu kontynentów. Wśród uczestników przeważała młodzież w wieku dwudziestu kilku lat. Zdarzały się też młodsze osoby, a niejednokrotnie starsze lecz, jak same siebie określały młode duchem.
Asia, lat 35 z parafii św. Brunona: Nie wybrałam urlopu w Hiszpanii, ale wybrałam się na ŚDM. Stwierdziłam, że wyjazd na ciepły wypoczynek na leżaku poczeka, a ŚDM to historia pisana na żywo. Chciałam być jej częścią i współtworzyć ją. Jakiś czas temu zrozumiałam, jak ważna poza aspektem materialnym jest sfera duchowa człowieka. Postanowiłam o nią zadbać i rozwijać się w tym kierunku. Zmieniło to moją perspektywę patrzenia na życie. Kiedy usłyszałam o tym, że ŚDM 2016 odbywa się w Polsce, pomyślałam, że nie może mnie tam zabraknąć.
Dla niektórych ŚDM było planowanym przez długi czas wyjazdem. Dla innych spontaniczną decyzją, kiedy tylko dowiedzieli się, że w ostatniej chwili pojawiały się wolne miejsca. Rezygnowali ci, którzy obawiali się dramatycznych scen w trakcie zamachów, przed którymi przestrzegano i sugerowano, że mogą się wydarzyć.


Agnieszka z parafii św. Krzyża, lat 28: Najpierw przeżyłam diecezjalne ŚDM w swoim mieście, czyli w Łomży. To tutaj wśród młodych ludzi spotkałam wiele osób, które podobnie jak ja też wierzą. Przebywałam dużo z obcokrajowcami, towarzyszyłam im, kiedy gościli w naszym mieście. Brałam udział we wspólnych tańcach z nimi oraz w śpiewie. W czasie trwania ŚDM w Krakowie cieszyłam się na widok tak dużej ilości obcokrajowców, przechodzących naszymi polskimi ulicami. Dało się zauważyć płynącą od nich serdeczność i życzliwość.
Na początku myśląc o wyjeździe do Krakowa, wahałam się. Wiedziałam, że taka okazja, na tak wielką skalę może się już nie powtórzyć. Chciałam spotkać Papieża Franciszka, jednak miałam wiele różnych obaw. No może poza zamachami, bo o prawdopodobieństwo ich zaistnienia się nie bałam. Nie wierzyłam, że to się zdarzy. Ostatecznie podjęłam jednak decyzję, że jadę i nie żałuję. Zyskałam pewność siebie i więcej wiary. Słowa Papieża Franciszka utwierdziły mnie w przekonaniu, żeby się nie lękać. Dzięki SDM wiem, że z wieloma sprawami w życiu dam radę.
W czasie SDM na ulicach Krakowa dało się usłyszeć różnorodne gatunki muzyczne, bo jak się okazuje spotkania chrześcijan to nie tylko oprawa liturgiczna wokół ołtarza. Chrześcijańska muzyka rozlegała się w rytmie rapu, rocka i disco. Dzięki temu, jak to określali młodzi uczestnicy było bombowo. Przy panującym natężeniu dźwięku nawet wystrzałowo, jak podczas szampańskiej zabawy sylwestrowej na koniec każdego roku. Porównanie nieprzypadkowe, bo atmosferę panującą przez kilka dni w Krakowie podczas SDM, spokojnie można odnieść nie tylko do zabaw sylwestrowych, ale nawet pokusić się o porównanie radości, jaka opanowała Kraków, do tej jaką przeżywają mieszkańcy Rio de Janeiro w czasie karnawału.
ŚDM były wyjątkową okazją do modlitwy wspólnie z Papieżem. Jednak na święto młodości wybrali się nie tylko ludzie wierzący, ale również ci, którymi kierowała ciekawość, że SDM coś w ich patrzeniu na świat zmieni. Było wielu „poszukiwaczy” wiary. Niektórzy jechali dla przygody. Inni zaś z chęci spotkania osób z innych krajów, i jak mówili poznanie dzięki temu innych ludzi, którzy wyznają jedną wiarę. Dla niektórych przyjazd na ŚDM stał się okazją, żeby w tych dniach określić podjąć głębszą refleksję nad szukaniem sensu i siebie w wielkim świecie, gdzie jak przekonywał Papież każdy jest ważny.


Karolina, lat 28 z parafii św. Krzyża: Czasem w życiu pojawia się taka pustka, a ja staram się zapełnić ją przez poszukiwanie działania Boga. Wiedziałam, że ŚDM to doskonała okazja do tego. Pomyślałam przed wyjazdem do Krakowa, że wokół będzie mnóstwo młodych chrześcijan i z nimi poznawanie Boga, może okazać się naprawdę ciekawe. Jak się okazało nie myliłam się, choć nie wiedziałam dokładnie, co mnie tam czeka po dotarciu na miejsce. Wędrówka na Pole Miłosierdzia, gdzie miał przybyć Papież, była dla mnie sprawdzianem wytrwałości, jak pokonać słabości.
Przyjechałam na SDM, żeby zrozumieć co to jest miłosierdzie i stać się taką osobą miłosierną, a nie czekającą na miłosierdzie. Chcę być dobra dla innych. Po SDM utwierdziłam się w przekonaniu, ze naprawdę chcę pomagać innym, tak realnie. W planach mam poświecenie swojego wolnego czasu na podjęcie wolontariatu, aby wspierać innych swoją obecnością i drobnymi, ale ważnymi, znaczącymi wiele dla kogoś gestami czy czynnościami. Przez te kilka dni pobytu na SDM nauczyłam się doceniać drobne rzeczy, a nie rzucać w rozmowach wielkie hasła jak rodzina, zdrowie, praca, sukces i nic z tym nie robić.

Ewa, lat 27 z parafii św. Brunona: Przyjechałam na ŚDM, po to, żeby poprzez modlitwę z Papieżem zaznaczyć obecność naszego kraju na ŚDM. Jestem dumna, z tego, że mieszkam w kraju, któremu przypadło w udziale bycie gospodarzem tak wielkiego wydarzenia, jakim był ŚDM. Także z tego, że J.P. II i s. Faustyna zainicjowali kult Bożego Miłosierdzia, który był motywem przewodnim tegorocznych ŚDM w Krakowie. Po przeżyciu kilku dni na Polach Miłosierdzia już wiem, że chcę wcielić hasło ŚDM do codzienności. Chcę się także nauczyć okazywać miłość innym, to najważniejsze wartości w życiu każdego człowieka niezależnie od narodowości. Odkąd podjęłam decyzję, że jadę na ŚDM, nie mogłam się doczekać momentu, kiedy spędzimy z młodymi ludźmi z całego świata czas na modlitwie. Chciałam dzielić się z nimi świadectwem wiary. Motywem przyjazdu była także chęć poznania ich kultury oraz sposobu przeżywania wiary.
Przebieg SDM odbywał się w atmosferze zabawy, co przypominało chwilami ogromny festyn młodych ludzi, tryskających niewyczerpaną energią i entuzjazmem. Choć prohibicja w mieście nie obowiązywała w czasie SDM trudno było dostrzec, aby ludzie przesiadywali w licznych krakowskich pubach. Zamiast tego tłumy młodych ludzi, wychodząc na ulice, radośnie opanowały niemal całe Stare Miasto, skandując wesoło „Papa Francessco”. Wśród pozdrawiających Papieża była też Marysia.
Marysia, 30 lat, z parafii św. Krzyża: Chciałam zobaczyć Papieża Franciszka, bo taka okazja, że Papież jest w Polsce, a ja jestem jeszcze młoda może się już nie zdarzyć. Przy słuchaniu Papieża Franciszka nie zawiodłam się. On ma fantastyczny przekaz. To co mówił, było zrozumiałe i zmieniło moje zdanie na wiele spraw. Jestem zdumiona, że w Papieżu jest tyle miłości i czułości do młodego człowieka. Cieszę się, że to Polska stała się krajem, w którym dzieją się takie wspaniałe rzeczy, jak przyjazd Papieża. W czasie ŚDM doświadczyłam ogromu miłości i dobroci od ludzi, u których mieszkałam. Pozostaje we mnie wdzięczność za wszelkie dobre gesty, jakie okazali mi i grupie, z którą podróżowałam.
Wielu uczestników wyjazdu na ŚDM od dłuższego czasu przygotowywało się do tego wydarzenia. Niemal każdy wybrał się do Krakowa z własnej, nieprzymuszonej woli. Ciekawym przypadkiem były kuzynki, które zostały namówione przez rodziców na udział w dniach młodzieży. Wbrew powszechnie krążącym opiniom o planowanych zamachach i grążącym w związku z tym niebezpieczeństwie, rodzice nie mieli obaw, że dzieciom może się coś stać i przekonywali je do wyjazdu. Jakby już wcześniej wiedzieli co powie Papież podczas spotkania z młodymi, aby nie byli „kanapowcami”, którzy potrafią funkcjonować tylko w strefie bezpieczeństwa i komfortu. Jedną z takich osób była Zuzia.
Zuzia, lat 16, z parafii św. Krzyża: Moi rodzice są zaangażowani w życie kościoła domowego i po długich namowach zachęcili mnie do wyjazdu z kuzynką. Na początku nie byłam zbyt chętna. Pomyślałam sobie, że będzie dużo ludzi na jakimś polu, do tego tłok i pewnie wcale nie zobaczę Papieża. Pomyślałam, więc po co ruszać z miejsca? Na pewno w Krakowie będzie ścisk, człowiek obok człowieka i do tego złe warunki mieszkaniowe. Martwiłam się dołowienie o wszystko. Co ja tam będę jeść i pić? Do tego dochodziła obawa, że przecież coś mi się może tam stać. Tuż przed wyjazdem, moja siostra zaczęła mnie straszyć, że jej znajomy, który jest strażakiem, powiedział jej, że służby są postawione w najwyższy stan gotowości i że trenują wszystkie możliwe sytuacje.
W końcu przyszedł moment, że przestałam brać na poważnie wszystkie te groźby, o których tyle słyszałam. Przyjęcie przez rodziny przerosło moje oczekiwania. Ludzie okazali się zaskakująco mili i otwarci. Przygotowali dla nas wszystko co było niezbędne, żeby komfortowo przetrwać te kilka dni poza domem. Można powiedzieć, że mieliśmy tam, gdzieś za Krakowem (bo noclegi z racji dużego napływu ludzi znajdowały się 60 km od Krakowa) takie „nasze” rodziny na te kilka dni, które bardzo o nas dbały.
Kiedy znaleźliśmy się na miejscu, przywitanie przez organizatorów było miłe i zachęcało do dalszych wydarzeń. Spodobała mi się energia ludzi, która udzielała się bardzo szybko. Czułam, że mam jej coraz więcej i robię raban, do którego zachęcał wielokrotnie Papież Franciszek. Można było się spontanicznie odezwać do kogoś, porozmawiać. Nie było obaw, że po takiej przypadkowej, spontanicznej rozmowie, ktoś uzna mnie za osobę dziwną albo szaloną, jak to bywa na polskiej ulicy. SDM to festiwal ludzi z całego świata. Kultura i różnice miedzy nami są czasem tak duże, że wydaje mi się to naprawdę niezwykle. Budzi się ciekawość, jak jest u nich i jak to możliwe, że oni też wierzą tak, jak my Polacy.


Ewa, lat 18 : Nie wiedziałam, że w Syrii jest aż tylu chrześcijan i że mimo tego, że jest tam wojna, to udało im się do nas przyjechać i to tak licznie.
Zuzia: A mi się wydaje, że problem Syrii bagatelizujemy. Przechodzimy obok niego obojętnie, jakby to było gdzieś tam daleko. Wielu katolików udaje, że nie ma problemu, a Syryjczykom nie należy się żądna pomoc. Kiedy osobiście spotkałam Syryjczyka, który przechodził obok mnie ze swoją narodową flagą, zrozumiałam, że Syryjczycy to nie jacyś ludzie z serwisów informacyjnych, ale żywi, realni ludzie, którzy istnieją naprawdę, całkiem niedaleko od nas i mają w swoim kraju prawdziwy problem.

Ewa:
W czasie ŚDM wszyscy spotkali się, aby świętować, że są wierzący. Są to normalni ludzie, niezależnie od narodowości. Też lubią się bawić, rozmawiać, a nie tylko jak się niektórym wydaje zamykać w kościołach. W odczuciu wieli młodych ludzi wiara kojarzy się z zamknięciem w kościołach, gdzie jest sztywna atmosfera. Mnie udział w ŚDM pokazał inna stronę religii, taką wesołą, radosną, pełną energii i zabawy, żywego i prawdziwego świętowania.
Odmienne zdanie na temat spotkania z Papieżem miała kilkunastoletnia Nina, która stwierdziła, że ŚDM nie spełniły jej oczekiwań. Spodziewała się mocniejszych, głębszych i bardziej widzialnych wrażeń i odczuć. Jak jednak później przyznała, doświadczyła w czasie trwania SDM wiele dobroci od innych osób, które jej towarzyszyły, jako koledzy i koleżanki czy osoby goszczące na nocleg. Być może to spostrzeżenie dało jej wskazówkę, w jakim kierunku podążać przy odkrywaniu znaczenia hasła miłosierdzia. A słychać je było niemal wszędzie. Przede wszystkim w rozlegającym się w wielu miejscach Krakowa oficjalnym hymnie spotkania młodych.
Duchowe oczekiwania SDM były całkiem duże, choć Papieża naocznie nie widzieliśmy. Jako grupa nie mieliśmy też sprecyzowanych wcześniej oczekiwań, co chcemy od Papieża usłyszeć. To chyba dobrze, bo można było posłuchać pasterza chrześcijan bez filtru, przez który cedzi się słowa i nadaje im kierunek interpretacji. Najważniejsze jednak, że w naszym regionie, w Łomży i okolicach udało się pokonać strach, pojechać do Krakowa, włożyć buty, jak mówił Papież, a potem przejść te 15 km z Krakowa do Kampusu Miłosierdzia w Brzegach, aby zgromadzić się na spotkaniu z kimś naprawdę wyjątkowym. Kimś, kto prostotą i szczerością swojego przekazu udziela najlepszych wskazówek, jak można stać się podobnie wyjątkowym.

Katarzyna Karwowska