Strona główna

 


Wszystko zdaje się dzielić mnie Ciebie. Ulituj się nade mną. Przecież ty, Boże ukryty e Eucharystii możesz wszystko.

Przedmiotem mojej rozmowy z Jezusem Eucharystycznym powinno być to wszystko, co w ciągu dnia tak bardzo wciąga mnie w hałas doczesności i odrywa mnie od Niego, od Jedynego, który mnie kocha i Jedynego, który mnie nigdy nie opuści. Mam próbować nawiązać z Nim, moim Boskim Przyjacielem rozmowę-modlitwę bardzo osobistą i opierając się na niej próbować wejść z Nim w bliską więź. Eucharystia to przecież Ktoś, do kogo zawsze mogę zwrócić moją duszę. A zwłaszcza w czasie eucharystycznego działania Chrystusa mającego przecież tak wielką wagę, że powinno wciąż na nowo mnie zdumiewać. Bo Jezus nie tylko włącza w swoją eucharystyczną Ofiarę moje codzienne nadzieje − aby je przemieniać, przetwarzać i uwznioślać − ale pragnie żeby między mną a Nim tworzył się klimat przyjaźni.


Noc wydaje się czasem dla człowieka nieprzyjaznym. A jednak w tym czasie zabłysło światło Zmartwychwstania. Grób został otwarty nie po to , żeby człowieka przyjąć, lecz żeby go uwolnić.

„Uczeń po wejściu za dnia do takiego grobu „ujrzał i uwierzył” (J 20,8)

Cóż z tego ,że dla nas jeszcze trwa noc- poranka nic już nie powstrzyma.
Radość, że Jezus żyje niech rozbrzmiewa w naszych sercach.

Z modlitwą przy Zmartwychwstałym ks. Andrzej Stypułkowski


Skoro Eucharystia jest sakramentem wiary, to kiedy we mnie tej wiary tak mało, element ludzki będzie mnie zajmował, koncentrował na sobie. Może jakaś myśl o Bogu dotrze do mnie dopiero w momencie Podniesienia. I Bóg Eucharystyczny za mały dla mnie, i to, co dzieje się na ołtarzu też za małe

Ale może i ja nie widzę problemu w tym, że Bóg Eucharystyczny jest dla mnie taki nieatrakcyjny, niepociągający, że jest dla mnie czymś normalnym patrzeć tylko tak po ludzku na Mszę świętą. Wiem, że On jest w tabernakulum, ale tam też nic się nie dzieje. Jakże bardzo brak mi wiary.
Powinienem więc stawać przed Nim w całej prawdzie, jako właśnie ten nie mający wiary. Wtedy najwięcej otrzymam. Gdybym naprawdę uwierzył, że nie mam w sobie wiary (co nie przychodzi łatwo), to On zalałby mnie strumieniem, wodospadem łask wiary mających moc pociągnąć mnie ku Niemu. Przecież On potrzebuje we mnie tylko prawdy, która rodziłaby głód Jego, głód Eucharystii.
Tę prawdę o braku czy marności mojej wiary zaleje Duch Święty. Ten, którego mocą dokonuje się na ołtarzu cud konsekracji, a jednocześnie Ten, który buduje we mnie wiarę, i to w taki sposób, że nawet tego nie dostrzegam. Chodzi o to, żebym miał coraz silniejsze poczucie tego niedostatku wiary. Ponieważ On takimi najbardziej się zachwyca, ich najbardziej może obdarzyć tym, co najcenniejsze - wiarą, na której będzie mógł tworzyć nadzieję i miłość. On chce i mnie obdarzyć wiarą, która odsłoni przede mną zawrotne perspektywy - da mi szansę otwarcia na ten cudowny Dar Jezusa Odkupiciela.


„Dopiero, gdy Syn Boży stał się bezbronnym Dziecięciem,

Gdy zakwilił, zapłakał, a potem wyciągnął ręce na krzyżu,

Poznaliśmy jak Bóg umiłował świat.

Dopiero wtedy otworzyły się nam oczy na Jego miłość. „

Bł. Stefan Wyszyński


Kochani Przyjaciele Ruchu Rodzin Nazaretańskich


W czasach wielkich wyzwań dla naszej wiary patrzymy z nadzieją i radosnym zdumieniem na Boga – Dziecinę przychodzącego wybawić swój lud, nie od politycznych i społecznych niepokojów, ale od grzechu i zagubienia, które niszczą człowieka.
Życzę, by rozważanie Bożej tajemnicy Wcielenia napełniło Wasze serca głęboką nadzieją.              Niech pokorne trwanie przy Nowonarodzonym w adoracji przybliża jeszcze bardziej do Niego               i otwiera na Jego miłość i dobroć .

 

Pozostając w łączności modlitewnej  Ks. Andrzej Stypułkowski Moderator RRN

 

 


Współczesny świat nie sprzyja odkrywaniu prawdziwego oblicza Boga - Boga bliskiego, niosącego Zbawienie. Ponieważ dzisiejszy człowiek nastawił się na budowanie sobie raju na tej ziemi. Cały swój czas i wysiłek ukierunkowuje na to, by wić sobie na ziemi jak najpiękniejsze „gniazdko". A ponieważ apetyt rośnie w miarę zaspokajania, to „gniazdko" musi się rozrastać, nie tylko ilościowo, ale i jakościowo, by coraz bardziej stawało się rajem.
Co dzieje się wtedy z wizerunkiem Boga? Bóg staje się niepotrzebny, bo już udało mi się zbudować sporą część tego raju i na razie to budowanie dobrze mi idzie. Sam właściwie jestem bogiem i nawet nie wiem, czy On się mną interesuje, czy się o mnie troszczy, bo tej troski właściwie nie potrzebuję. Haruję przez cały tydzień, więc ledwie mam siłę iść do kościoła. Niedziela jest głównie po to, by móc odpocząć.
A przecież niedziela, która faktycznie byłaby dla mnie świętem, jako dzień Pański, przede wszystkim zaprasza do Eucharystii, zarówno tej sprawowanej na ołtarzu, jak i obecnej w tabernakulum. Jeżeli już jakoś zapragnąłem Jezusa Eucharystycznego, to niedziela zaprasza, by po Mszy świętej pozostać z Nim dłużej, albo przyjść do Niego jeszcze raz, a może dwa. To pomaga zatrzymać się w tym, co robię. Oblicze Boga, w Eucharystii tak mi bliskiego, powinno przecież stać się przedmiotem mojej refleksji. Kiedy nie znajduję na nią czasu, pozostaje coś mglistego, jakiś Bóg bardzo daleki, o którym nawet nie mam ochoty myśleć czy z kimś o Nim porozmawiać.
Bo ważna jest praca, żeby móc coś przynieść do domu, ważna jest rodzina. A Bóg? O Bogu w ogóle nie chce mi się myśleć, bo mam wiele rzeczy od Niego ważniejszych.



Tak mało pragnę nieba, dlatego tak niewiele czynię aktów nadziei. Moje serce jest tutaj, na tej ziemi, uwikłane w doczesność i dlatego Bóg Odkupiciel, Jezus Chrystus, przychodzi na ołtarz, aby zanurzyć mnie w tę inną rzeczywistość, która nigdy nie przeminie. Tutaj na tym świecie jestem ciągle zdany na ataki księcia tego świata, ale jak mówią teksty eucharystyczne, mam oczekiwać z nadzieją przyjścia Chrystusa w chwale. Kiedy On pokona już całkowicie księcia ciemności, kiedy otrze z moich, naszych oczu wszelką łzę, wprowadzi mnie i tych, których ze mną związał, w nowe wieczne Jeruzalem pełne chwały. Mogę oczekiwać Go w różnym stopniu. Wszystkie dążenia w człowieku są w pewnej skali. Trzeba zastanawiać się, stawiać sobie pytanie, na ile odpowiadam na tę łaskę. Intensywność moich aktów jest ważna. Choć na pewno nie powinienem porównywać swojej aktualnej odpowiedzi na łaskę z tą sprzed jakiegoś czasu. Ważna jest tylko moja współpraca z łaską teraz.


 

Właśnie dlatego, że jestem taki marny, grzeszny, niegodny, Ty, Jezu Eucharystyczny, mnie poszukujesz, walczysz o mnie najbardziej. Bo chcesz objawić mi Siebie, chcesz mnie uświęcić, by Twoja chwała w pełni rozbłysła we mnie.
Ty sam przychodzisz na ołtarz, aby udzielać mi światła, które pokaże, że wszędzie są Twoje ślady i wszystko ma służyć mojemu Odkupieniu. Temu Odkupieniu, które na ołtarzu wciąż się odnawia, aby wreszcie zostać przeze mnie przyjęte.
Sam jednak nie potrafię dostrzegać Ciebie we wszystkim, a nawet w Eucharystii. Nie mam takiej wiary. Moja wiara jest pokryta rutyną, nie potrafi już niczym się zadziwić. To Ty musisz najpierw, z ołtarza eucharystycznego, udzielić mi łaski tej pierwszej, zaczątkowej wiary. Musisz mnie jakby popchnąć ku Sobie, abym nie zmarnował życia, a najpierw nie stracił kolejnego dnia. Bo przecież wartość dnia mierzy się owocnością Eucharystii na którą codziennie mnie, niegodnego zapraszasz.

 

Ciągle za mało sobie uświadamiam, jak bardzo pośpiech przeszkadza w przedzieraniu się ku Nie- | widzialnemu. Pośpiech, w którym dominuje pragnienie zajęcia się jakąś rzeczą i wybieganie ku niej, chęć dostania jej. A to wszystko robione z pewnym niepokojem. Pewna gorączka, układanie planów po swojemu, gorączkowe staranie, żeby się ta rzecz rozpoczęła, żebym ją dostał, wyrywanie się do tej rzeczy - to wszystko sprawia, że Eucharystia nie może być przeze mnie odkrywana.
Być może powinienem więc zacząć swój któryś tam krok na drodze wiary właśnie od tego, żeby wszystko zwalniać. Skoro każda chwila - jak napisał Jean- Pierre de Caussade - jest udzielaniem się Bożej miłości, to jak mam tę Bożą miłość przyjąć, a nawet choćby dostrzec, jeśli wszystko robię z taką gorączką, z takim niepokojem, z takim wyrywaniem się ku czemuś.

A słowo Ciałem się stało i zamieszkało między nami”

Kochani członkowie i sympatycy Ruchu Rodzin Nazaretańskich !

                      Życzę ,aby kontemplacja tajemnicy Bożego Narodzenia pomogła rozpoznać nam na nowo niepojętą  miłość Zbawiciela, który przychodzi, by karmić nas swym Ciałem, napełnić pokojem i dawać nadzieję, że również to co trudne ma sens.

 Niech Maryja, która z czułością i ufnością otulała Nowonarodzonego w stajence, otacza w tym trudnym czasie Wszystkich członków wspólnot swym płaszczem i czuwa, wypraszając potrzebne łaski.

 Błogosławionych Świąt Bożego Narodzenia!

 Moderator Ruchu Rodzin Nazaretańskich

                                                 Ks. Andrzej Stypułkowski

Boże Narodzenie 2020

 Doczesność może mnie prowadzić do coraz głębszego jednoczenia się z Jezusem przyjmowanym w Eucharystii. A wtedy cały świat będzie mi dany jako droga, droga do zjednoczenia z Miłością eucharystyczną. Miłością, którą odkrywam zawsze - w celebracji eucharystycznej, ale i w każdym miejscu, czy to zalanym światłem,czy też w mrokach, oświetlonych zaledwie maleńką lampką, gdzie na mnie czeka Ten, który jest Panem wszechświata, a potrzebuje mnie, mojej obecności.


 

Jakże wielka miłość i wdzięczność powinny rozlewać się we mnie, gdy myślę, że Jezus nie odszedł, tylko właśnie tam, w czasie ustanowienia Eucharystii został ze mną pod postaciami chleba i wina. Mój kontakt z Jego słowem ma znaczenie szczególne, ponieważ jest spotkaniem z Bogiem, który kocha mnie miłością wyłączną i pragnie przez to słowo oddziaływać na mnie swoją łaską.

Życie wewnętrzne karmione kontaktem z Eucharystią ma swój dynamizm. Przecież to kontakt z Bogiem żywym, stale działającym, ze Źródłem wody żywej. To Źródło nigdy nie wysycha, nigdy się nie wyczerpuje. Eucharystyczna droga uświęcenia, jeżeli będę nią szedł do Boga, nie będzie stabilna, nie będzie zakorzenianiem się, osadzaniem na czymś stałym, na jakiejś mieliźnie. Będzie przypominała bardziej tułaczkę św. Benedykta Labre, niż spokojne wicie sobie na tej ziemi gniazda. Będę przez Boga
Eucharystycznego wykorzeniany. Będę się gubił, a On będzie mnie znajdował. Będę stopniowo ogołacany ze wszystkiego, co do Niego nie prowadzi. Ponieważ On, przychodząc na świat, a potem na Krzyżu i w Najświętszej Eucharystii, całkowicie ogołocił się dla mnie.
Najgorsza dla mojego życia wewnętrznego byłaby stabilizacja. Przecież w ogóle życie i stabilizacja to pojęcia sobie przeciwstawne. Stabilizacja jest cechą cmentarzy.
Gdyby życie ludzkie miało być stabilizacją, znaczyłoby to, że Pan Bóg człowieka zostawił. A przecież człowiek to ten, który stale idzie, stale jest w drodze (homo viator). To jego natura. Przecież jesteśmy w drodze do Boga. A droga czasem jest równa, gładka, a czasem pełna nierówności i kamieni. Jest się na szosie, a tu nagle... wypadek i już się jest poza szosą, gdzieś w rowie. Można iść przez jakieś rumowiska, wpaść nagle w dół i mieć nogę zwichniętą, albo iść przez las i drogę zgubić. Coś musi się rozsypać, by powstało coś nowego.


Mój udział w Eucharystii zależy ściśle od życia wewnętrznego, bo to życie wewnętrzne, życie trzech cnót teologalnych, przenika tę „zewnętrzną stronę” Boga i daje mi udział w Jego życiu, tak jakbym przenikał je od wewnątrz i odkrywał, kim On jest. Prawdziwy, nie deistyczny, wizerunek Boga powstaje poprzez mnóstwo porażek, zawodów, rozgoryczeń, bo wszystkie są potrzebne. Im mniej iluzji pokazujących mi złudne piękno tego świata, tym bardziej mogę odkryć prawdziwe piękno Boga, który powinien być moją jedyną fascynacją.
Wiara jest trudna, ale to tylko ona pozwala mi zobaczyć, że tu, na ołtarzu modli się cały „dwór niebieski”, abym wrócił, bym odkrył Boga, odkrył Eucharystię, abym stał się wiecznym darem dla Tego, który przecież jest Miłością. I to tak niepojętą, że kiedyś z miłości do mnie może zmienić pogodę i podtopić mi, właśnie z miłości, mieszkanie i zniszczyć tyle tego, co zbudowałem. To byłby przecież pocałunek Jezusa Odkupiciela, który codziennie oddaje się na ołtarzu Bogu Ojcu, abym nie zginął.
Kiedy uwierzę w to wszystko, będę uratowany. Bo nie chodzi o to, żeby odzyskać dom zdobywając nowe sumy wystarczające na odbudowę. Najważniejsze jest, żebym odkrył prawdziwy sens życia. Można mieć nadzieję, że po tych zawaleniach, kataklizmach, rozczarowaniach Duch Święty pchnie mnie ku ołtarzowi, jakby mi mówiąc: Zobacz, to Jezus Eucharystyczny jest twoim jedynym celem i twoim jedynym sensem. On, który kocha cię tak, jakby poza tobą nikogo już na świecie nie było. Zajmuje się tobą nieustannie.Ten Jedyny Sens życia kocha mnie tak, jak matka kocha swoje małe dziecko. Mogę powierzyć Mu siebie odruchem dziecka, które ufa, że matka znajdzie odpowiedź na wszystkie jego problemy, wszystkie trudności. Ten Jedyny Sens jest samą Miłością i samą Mocą nieskończoną, która mnie ogarnia, przenika i chce doprowadzić do jak najpełniejszego udziału w swoim świetle chwały.

Agape to miłość stwórcza, miłość, która kocha nie dlatego, że jesteś wart miłości, tylko żebyś był jej wart. Agape pragnie tworzyć w tobie dobro, coraz więcej dobra. Ktoś otrzymując specjalne łaski od Boga dziwi się, dlaczego został nimi obdarzony. A przecież miłość agape zstępuje na niegodnych, zstępuje na nas wszystkich, bo wszyscy jesteśmy niegodni i wszyscy potrzebujemy tej miłości stwórczej, stwarzającej dobro. Dramat Boga, który jest miłością, polega na tym, że On nie może rozlewać swojej miłości w pełni, że nie może zalać nią duszy ludzkiej, którą kocha, bez miary. Bóg ciągle poszukuje takich otwartych serc, na które mógłby rozlewać bez miary swoją nieskończoną miłość.
Dla matki, która kocha dziecko, choćby było najbrzydsze, będzie ono zawsze najpiękniejszym dzieckiem, bo to jej dziecko. Czy to ważne, ile masz wad. Może masz ich całe mnóstwo, może bardzo cię przytłaczają, może nie możesz już tego znieść. A przecież Bóg chce cię ogarniać swoją miłością, chce w tobie stwarzać miłość, chce na ciebie zstępować, aby ciebie, grzesznego i niegodnego, uczynić arcydziełem swojej miłości.

„Każda miłość prawdziwa musi mieć swój Wielki Piątek,..
Jeśli więc miłujemy naprawdę,trwajmy wiernie tak,
jak trwała na Kalwarii Maryja z niewiastami i ufajmy!
Skończy się Wielki Piątek , przyjdzie Wielka Sobota
i triumf Wielkiej Niedzieli!”
kard Stefan Wyszyński

 

Kochani Przyjaciele Wspólnoty Ruchu Rodzin Nazaretańskich! Alleluja!

Życzę Wam, by tajemnica tej szczególnej nocy, Wielkiej Nocy,w której dokonuje się największy cud- zmartwychwstania Pana, był dla Was źródłem głębokiego pokoju i radości. On nie lękał się wejść w najgłębsze ciemności, nie cofnął się przed dźwiganiem krzyża, bo ukochał człowieka bez granic. Niech prawda o Zbawicielu Ukrzyżowanymi Zmartwychwstałym-Miłości Najprawdziwszej, która zwycięża każdą ciemność, rodzi nadzieję, że nie ma dni anni sytuacji beznadziejnych, a jedyna droga do szczęścia to ufne trwanie przy Nim na wzór Maryi.


Polecam Was wszystkich dziś razem z Jezusem w Najukochańsze ramiona Maryi.


Ks .Andrzej Stypułkowski
Moderator RRN Łomża


 

Eucharystia będzie przynosiła ci wtedy pokój, który rodzi się z wiary w odkupieńczą moc Jezusowej ofiary, z wiary, że On odkupił cię również od lęku, niepewności i stresów, od wszystkiego, co niszczy twoje życie duchowe bądź zdrowie psychiczne czy fizyczne. Przez wiarę będziesz mógł przyjmować owoce Odkupienia. Jeżeli wiara jest uznaniem własnej bezradności i grzeszności oraz oczekiwaniem wszystkiego od Boga, to Eucharystia jako par excellence sakrament wiary domaga się od ciebie postawy
bezradnego dziecka i postawy grzesznika, który niczego tak nie pragnie jak uzdrowienia ze swojego zła. Próbuj stawać w czasie Mszy św. jak ten trędowaty z Ewangelii i proś, by Jezus oczyścił cię z trądu egoizmu, z trądu twojej pychy, z trądu lęku o siebie, pośpiechu, niepokoju i smutku, z trądu zbytniego zabiegania o sprawy doczesne, bo to wszystko uniemożliwia wzrastanie Chrystusa w tobie. Dzięki wierze będziesz w czasie Mszy św. odkrywał siebie, swoją grzeszność i potrzebę Odkupienia. Zaczniesz coraz bardziej, na miarę pogłębiania się twojej wiary, widzieć siebie w prawdzie. Dostrzeżesz swój trąd grzechu. I wtedy poznasz, jak jesteś niegodny Eucharystii, a jednocześnie, jak bardzo potrzebujesz Jej zbawczego działania w swoim życiu. Twój wzrost w wierze umożliwi ci odkrywanie w czasie Eucharystycznej Ofiary realnej obecności Jezusa i odkrywanie uobecniania się Jego odkupieńczej ofiary. Zaczniesz coraz bardziej poznawać, kim On jest i co dzieje się na ołtarzu. Aby codzienne przyjmowanie Eucharystii nie powodowało rutyny i nie niszczyło twojej wiary, próbuj uczestniczyć we Mszy św. tak, jakbyś uczestniczył w niej po raz pierwszy lub po raz ostatni w swoim życiu.

Kościół jest naszą Matką. Na skutek powszechnej sekularyzacji brak nam nadprzyrodzonej wizji Kościoła. W Credo wyznajemy: "Wierzę w Kościół powszechny”. W sensie postawy wyznanie to oznacza: oddaję ufnie siebie Kościołowi, tak jakbym oddawał się osobie Chrystusa. Powierzając bowiem siebie Kościołowi, powierzasz się Chrystusowi. Zdając się na Kościół, zdajesz się na Chrystusa, bo Kościół to Jego Mistyczne Ciało.

Kościół wie, że w żadnym ludzkim sercu nie ma zdrady tak całkowitej, żeby nie było już miejsca na przebaczenie. Dlatego z niewysłowioną litością patrzy na tych, którzy od lat udawali, że go nie znają, i szepcze: Cóż znaczy, że tak daleko odeszliście ode mnie, skoro ja przy was byłem.


Witamy serdecznie i zapraszamy do wspólnej modlitwy oraz postu szczerego w intencji o owoce tej pandemii i za kapłanów, którzy są wielkim darem kochającego Boga dla nas. Życzę głębokiego przeżywania Wielkiego Tygodnia w tak szczególnym czasie naszej próby . Szczęść Boże.

Wiesław i Ewa RRN,.

Droga Krzyżowa wg „Rozważań o wierze” ks. Tadeusza Dajczera


Stacja I Pan Jezus na śmierć skazany


Jeśli zdarzyło ci się kiedyś, że stracił do ciebie zaufanie ktoś, kogo bardzo kochałeś, to wiesz, jakie to bolesne. A jeżeli to nie jest zwykła sytuacja ludzkiej przyjaźni, zranionej przez nieufność, a sytuacja nieskończonej miłości Boga - jak wielki ból musi sprawiać nieufność tej Miłości. Nieufność w pewnym sensie jest gorsza niż grzech, bo jest ona korzeniem i źródłem grzechu. Jeśli nie chcesz zaufać, jeśli twojemu Przeciwnikowi udało się zaszczepić w twoim sercu nieufność, to muszą przyjść konsekwencje - lęk, poczucie zagrożenia i związane z tym cierpienie. Dopiero poprzez skutki tego zła zobaczysz, jak daleko odszedłeś. Cierpienie, lęk i zagrożenia będą dla ciebie nieustannym wezwaniem do nawrócenia. Tak długo będziesz dźwigał brzemię lęku, dopóki się nie nawrócisz, dopóki nie staniesz się jak dziecko, które po prostu oddaje się w ręce miłującego Ojca.


Stacja II Jezus Przyjmuje krzyż na swoje ramiona


Sytuacja pustyni ujawnia w człowieku to, co jest w nim głęboko ukryte. Ujawnia pokłady ludzkich namiętności i zła, ukazujące się najpełniej dopiero w sytuacjach trudnych. Stąd pustynia ukazuje człowieka, ukazuje prawdę o nim. Na pustyni człowiek widzi, do czego zdolna jest jego niemoc, grzeszność, zatwardziałość. Człowiek staje tu twarzą w twarz wobec przerażającej prawdy o tym, kim jest bez widzialnej mocy Boga.


Stacja III Jezus upada po raz pierwszy.


Walka o wiarę w sensie procesu nawracania obejmuje zwalczanie pośpiechu, niepokoju i stresu, a zwłaszcza smutku. Smutek jest szczególnym przejawem miłości własnej, podcinającym same korzenie wiary, korzenie zawierzenia. Chodzi i o smutek pojawiający się w sytuacjach trudności doczesnych, kiedy coś jest nam zabierane, coś tracimy, ale jeszcze bardziej o smutek w obliczu trudności duchowych, kiedy upadamy, kiedy dochodzi do niewierności. Smutek działa paraliżująco na naszą wiarę. Po upadku nie powinniśmy upadać na duchu, ponieważ tym sprawiamy Bogu jeszcze większą przykrość niż samym grzechem.


Stacja IV Jezus spotyka swoją Matkę.


Na pustyni swojego życia spotkasz zawsze Maryję. Ona będzie przy tobie, będzie patrzeć na ciebie z macierzyńską troską. Ta, która jest pośredniczką łask, pośredniczką miłosierdzia, będzie za tobą orędować. Będzie oczekiwać z przejęciem na to, czy wypowiesz za Jej przykładem swoje "fiat", czy powiesz swoje "tak", czy zobaczysz w przeżywanych sytuacjach Boga.


Stacja V Szymon Cyrenejczyk pomaga nieść krzyż Jezusowi.


Jeżeli Pan Bóg przekreśla nasze plany i prowadzi nas inną drogą, niż myśmy to sobie wyobrażali, to było tak również w życiu Matki Bożej. Ona też inaczej wyobrażała sobie swoją świętość, swoją drogę i swoją misję. Maryja, wypowiadając w momencie zwiastowania swoje - "tak", nie wiedziała w pełni, na co się zgadza. To jednak nie umniejszało wartości Jej zgody, którą Ona później swoim nieustannym - "tak" przez całe życie potwierdzała.


Stacja VI Święta Weronika ociera twarz Jezusowi.


Są dwie kategorie ludzi wierzących: ci, którzy zbierają zasługi, i ci, którzy próbują po prostu kochać - a kochać to znaczy nie tylko dawać, ale jeszcze bardziej przyjmować, przyjmować miłość drugiej osoby. Kochać Boga to przyjąć Jego miłość, Jego zazdrosną miłość o ciebie - miłość zazdrosną i szaloną, chcącą uchronić cię od wszystkiego, co może być zagrożeniem twojej wolności i twojej wiary.


Stacja VII Jezus upada po raz drugi.


Święta Teresa z Lisieux bardzo lubiła powierzać Panu Jezusowi swoje błędy
i niewierności. Mówiła, że w ten sposób chce przyciągnąć Jego miłosierdzie, bo przecież przyszedł do grzeszników, a nie do sprawiedliwych. Jakie to wszystko ważne jest dla nas, którzy smucimy się, że upadamy.


Stacja VIII Pan Jezus pociesza płaczące Niewiasty.


Mamy z jednej strony nie chcieć zła, które w nas jest, a z drugiej strony zaakceptować siebie. Nie możesz jednak kochać swojej niedoskonałości jako takiej, możesz chcieć tylko jej skutków. Służy ci ona tylko po to, abyś mógł stać się jeszcze bardziej pokorny, ufny i bardziej wierny. Jeżeli czujesz się grzeszny i słaby, masz szczególne prawo do Jezusowych ramion.

Stacja IX Jezus upada po raz trzeci.


Staraj się w świetle wiary tak patrzeć na własne niedoskonałości, żeby się nimi nie smucić: Chrystus przyjmuje ciebie takim, jakim jesteś. Możesz iść do Niego wraz
z całą swoją niedoskonałością i słabością. On naprawi to, co źle zrobiłeś, uzupełni wszystkie twoje niedoskonałości.


Stacja X Jezus z szat obnażony.


Ogołocenie, jakiego człowiek doznaje na pustyni, i poznanie prawdy o sobie pozwala mu jednocześnie poznać prawdę o Bogu, który jest miłością, doświadczyć szczególnej Jego obecności i Jego mocy, a nade wszystko pozwala mu doświadczyć Jego miłosierdzia. Bóg bowiem na grzech i słabość człowieka odpowiada miłością i ojcowską troską.


Stacja XI Jezus przybity do Krzyża.


Kalwaria to przerażająca w swej wymowie, sytuacja ogołocenia Jezusa, bo Jego ręce, te ręce, które błogosławiły tłumy, teraz przybite do krzyża po prostu krwawią. Nie może posłużyć się stopami, bo te stopy, które przedtem niosły wszędzie miłość
i Dobrą Nowinę, teraz są przygwożdżone. Jezus na Kalwarii jest ogołocony ze wszystkiego. Krzyż to wyraz szaleństwa miłości Boga. Ogołocenie Jezusa dochodzi tu do szczytu.


Stacja XII Jezus umiera na Krzyżu.


Łotr umierał w męczarniach na oczach wszystkich i godził się na to. Tym swoim stwierdzeniem: "My słusznie cierpimy", jakby mówił - "tak, mnie się to należy, zasłużyłem na to". Musiał wtedy zstąpić gdzieś w głąb swej grzeszności i zdobyć się na głębię skruchy. To z pewnością ta postawa skruchy i głębokiej pokory uczyniła jego serce dyspozycyjnym na przyjęcie Bożego daru wiary. Jak przecież wielka musiała być jego wiara, jeśli w umierającym obok pobitym, oplutym i wciąż jeszcze wyszydzanym Jezusie rozpoznał Króla - "Jezu, wspomnij na mnie, gdy przyjdziesz do swego królestwa" (Łk 23, 42). Nam tak trudno się nawrócić, bo za mało skruchy
w naszym sercu, a jeżeli mało w nas skruchy, to i wiara nasza taka płytka.

Stacja XIII Jezus zdjęty z krzyża.


"Tak" przy zwiastowaniu wydaje się czymś radosnym i łatwym w porównaniu z tym ostatnim "tak", wypowiedzianym pod krzyżem. Człowiek o wysokim poziomie życia duchowego jest zwykle gotów ofiarować się i poświęcić samego siebie. Maryja, stojąc pod krzyżem, wypowiada jakby zdwojone "tak" - niech się tak stanie nam - Jemu i mnie. Jeżeli mój Syn umiłowany ma cierpieć i być torturowany, to niech tak będzie. Zgodzenie się na to było największą ofiarą. To "fiat" Maryi pod krzyżem spowodowało, że stała się Matką Kościoła, Matką nas wszystkich. Macierzyństwo duchowe Maryi ma swoje źródło w tym najtrudniejszym "tak".


Stacja XIV Jezus złożony do grobu.


Odtąd jesteśmy z Chrystusem pogrzebani dla grzechu, dla zła moralnego, dla tego wszystkiego, co nie jest Chrystusowe. Jest to śmierć autentyczna, musi bowiem obumrzeć w nas wszelkie przywiązanie do świata, do jakichkolwiek wartości poza Bogiem, abyśmy mogli przejść do nowego życia, zapoczątkowanego przez zmartwychwstanie Chrystusa.


 


Podobnie jak między wiarą a sakramentami, tak między wiarą i Słowem Bożym istnieje ścisła współzależność. Pismo święte zakłada wiarę, a jednocześnie wymaga czynnego współdziałania, nawracania się i realizowania go w codziennym życiu, które powinno być życiem wiarą. Wiara jest bowiem odpowiedzią na Słowo Boże, jest wsłuchiwaniem się w Słowo, aby nim żyć na co dzień.

Każda obecność osoby tworzy krąg oddziaływania, czego nie ma w przypadku rzeczy. Dopiero spotkanie z osobą jest spotkaniem z obecnością, a tym samym wejściem w oczekiwany bądź niewygodny dla nas krąg oddziaływania. Pismo święte to "Ktoś", to obecność Boga. Biorąc więc je do ręki, wchodzisz w krąg tej właśnie Obecności. Staje się ona dla ciebie "tajemnicą", prawdą, która cię ogarnia i w której jesteś zanurzony.
W Piśmie świętym odnajdujesz swojego Pana, stąd twój kontakt z tekstem objawionym ma znaczenie szczególne - jest kontaktem z Bogiem, który cię kocha i który pragnie oddziaływać na ciebie swoją łaską. Jest to kontakt prowadzący cię do wewnętrznego nawrócenia - i to jest jego najważniejszy cel.


Kościół rozpoczyna świecki rok kalendarzowy dniem poświęconym Matce Bożej. W Nowy Rok ukazuje nam postać Tej, która "szła naprzód w pielgrzymce wiary" (KK 58). W życiu Maryi z dnia na dzień urzeczywistniało się błogosławieństwo wypowiedziane do Niej przez św. Elżbietę: "Błogosławiona jesteś, któraś uwierzyła" (Łk 1, 45). Kościół więc widzi w Maryi najpełniejszy wzór naszej wiary. Maryja uprzedza nas, idzie przed nami "w pielgrzymce wiary", jakby antycypując nasze kroki i jest na naszej drodze wiary blisko nas. W myśli soborowej Matka Boża została ukazana jako ta, która zajmuje w Kościele miejsce najwyższe, ale jednocześnie najbliższe nam. Można by powiedzieć, że wyrządzamy krzywdę Matce Bożej, jeżeli mówimy tylko o Jej zaszczytach i wyniesieniu, tworząc w ten sposób dystans między Nią a nami. Za dużo mówi się o Jej godnościach, a za mało o tym, że Ona jest w ramach chrystocentryzmu naszą drogą. Maryja jest naszą drogą w tym sensie, że nas wyprzedza i wskazuje drogę wiary, że to wszystko, co nas spotyka, Ona już kiedyś przeżyła. Patrząc na Jej życie, powinniśmy znajdować odpowiedzi na nasze problemy.

Nie wystarczy oddawać Maryi cześć, wielbić Ją, kłaść Jej korony na głowę. To są tak zwane środki bogate, których Ona nigdy w swoim życiu nie używała. Kochać Maryję to znaczy naśladować Ją, iść za Nią, bo Ona jest tą, która nas wyprzedza, która jest dla nas wzorem wiary. Jeżeli Pan Bóg przekreśla nasze plany i prowadzi nas inną drogą, niż myśmy to sobie wyobrażali, to było tak również w życiu Matki Bożej. Ona też inaczej wyobrażała sobie swoją świętość, swoją drogę i swoją misję. Ta, która zrezygnowała z macierzyństwa, została powołana do macierzyństwa niebywałego. Powołanie to przekreślało wszystkie Jej plany. Maryja, wypowiadając w momencie zwiastowania swoje - "tak", nie wiedziała w pełni, na co się zgadza. To jednak nie umniejszało wartości Jej zgody, którą Ona później swoim nieustannym - "tak" przez całe życie potwierdzała. Bóg tak kochał Maryję, że wybrał właśnie taki, bardzo twardy sposób traktowania Jej. Wiemy, że On tak traktuje swoich przyjaciół. To jest najlepszy sposób, który pozwala na kształtowanie człowieka na obraz Syna Bożego.


„Czy nie dlatego Jezus chciał być w żłobie betlejemskim,
by zachęcić nas do poufałości doświadczenia religijnego?
Czyż nie dlatego jest Dziecięciem, by mógł być brany w ramiona?
_Czy nie dlatego jest w żłobie, by widziano    w Nim pokarm przyswajalny sobie?”


Sł. Boży Stefan Kardynał Wyszyński , Prudnik 1954

 

Kochani Członkowie Wspólnoty Ruchu Rodzin Nazaretańskich

 W Betlejem naszych czasów rodzi się Chrystus, w każdej Eucharystii, by stać się pokarmem dla wszystkich głodnych i spragnionych Boga.
Niech łaska tej zadziwiającej bliskości Boga, o której przypomina nam Boże Narodzenie stale Wam towarzyszy, niech dotknie i przemieni całą rzeczywistość, abyście szli i wszystkim zagubionym opowiadali, że zaspokoić głód może tylko Jezus.


Nowy Rok 2020 niech będzie coraz bardziej wypełniony obecnością Jednorodzonego i Jego Matki Maryi.


Z modlitwą .
ks. Andrzej Stypułkowski -Moderator Ruchu Rodzin Nazaretańskich


Chrystus, który oczekuje naszego powierzenia się Jemu, sam całym swoim życiem uczy nas postawy zawierzenia. Przyszedł On do nas jako Dziecko, Niemowlę, które samo nic nie może, absolutnie nic, i jest całkowicie zdane na opiekę dorosłych. Jezus więc już w momencie przyjścia na świat staje się dla nas krańcowo ogołocony. Dlaczego tak się ogołocił? Próbuj czasem odpowiedzieć sobie na to pytanie. - Czy gdyby Chrystus przyszedł na świat ze swoją potęgą, gdyby usunął okupację rzymską siłą i siłą przeprowadził sprawiedliwość społeczną, czy gdyby siłą usuwał zło, łatwiej byłoby ci się Jemu powierzyć? - Raczej bałbyś się Go, bo człowiek boi się przemocy, nawet użytej w imię dobra, prawdziwego czy rzekomego. Jezusa zaś bezbronnego, przychodzącego do nas w swojej niemocy nie możesz się bać. Jeżeli jest w tobie coś z lęku przed Bogiem, to tajemnica Betlejem przypomina ci, że Boga nie wolno się bać.
On tak się uniżył, tak się ogołocił i stał się tak bezbronnym, żeby tobie było łatwiej przylgnąć do Niego i Jemu się powierzyć. On przez to okazał swoją miłość posuniętą aż do szaleństwa. Chrystus ogołocony i ubogi chce iść przed nami na drodze naszego ogołacania się z ludzkich zabezpieczeń. Nasze prawdziwe i autentyczne ogołocenie jest dla nas drogą do naśladowania Jezusa. Bóg, chcąc uczynić Abrahama ojcem naszej wiary, musiał go wykorzenić. Abraham stał się pielgrzymem poruszającym się jakby w ciemności, bo przecież nie wiedział, dokąd idzie. Zostawiając własny kraj i swój dom, staje się człowiekiem ogołoconym, takim, który poza Bogiem nie ma niczego. Musi więc ciągle liczyć na Boga i do Niego się odwoływać. Wolność od własnego systemu zabezpieczeń zdobywa się na pustyni, która ogołaca człowieka. To, na czym próbujesz się opierać, te różne ludzkie systemy zabezpieczeń przyjmują w ujęciu ewangelicznym określenie Mamony. Możesz w nią wierzyć i w niej pokładać nadzieję, ale to nie ona jest prawdziwym Bogiem. A przecież to, od czego Bóg chce cię uchronić w twoim życiu, to ta fałszywa wiara. Dlatego tak bardzo zależy Mu na tym, byś odrzucił boga fałszywego. Bogiem staje się wszystko, w czym pokładamy nadzieję. Jeżeli pokładasz swoją nadzieję w bogu fałszywym, to twoja nadzieja jest bezsensowna. Ktoś, kto ma fałszywego boga, nie ma wiary albo jego wiara jest bardzo słaba, znikoma. Jeśli jest w twoim życiu fałszywy bóg, któremu służysz, na którym się opierasz, to musisz z konieczności zaznać goryczy i rozczarowania, ponieważ ten fałszywy pan, któremu powierzasz się i w którym pokładasz nadzieję, wcześniej czy później musi cię zawieść. Wtedy też coś w twoim zawierzeniu zawali się.


 

Pogłębienie naszej wiary dokonuje się na drodze ogołacania nas z własnych systemów zabezpieczeń, z tego, co rodzi w nas poczucie siły, mocy, znaczenia. Ogołacanie nas to czynienie miejsca dla wiary, która domaga się pokory. Bóg ogołacając ciebie z własnej mocy i z własnych sił przybliża cię ku sobie, stawia cię w prawdzie i sprawia, że bardziej Go potrzebujesz - a to niezwykła łaska.
Święty Jan od Krzyża powie, że Bóg kocha duszę najbardziej, gdy ją ogołaca, bo człowiek może wtedy dojść do pełni wiary. Gdy nie masz oparcia w żadnym systemie zabezpieczeń, wtedy możesz być pociągnięty przez Boga do tego, by tylko na Nim się oprzeć - jedynej skale twojego zbawienia. Łaska ogołocenia to szczególny dar Ducha Świętego, który przed swoim zstąpieniem na człowieka ogołaca go. My często nie w pełni rozumiemy działanie Ducha Świętego. Jest On Mocą, jest Pocieszycielem, jest Miłością Ojca i Syna, ale często zapominamy, że to On jest głównym Budowniczym naszej świętości. Jest więc Tym, który dokonuje całego, niezbędnego w drodze do zjednoczenia z Bogiem procesu, zawierającego zarówno elementy pociągnięcia, jak i elementy oczyszczeń, a więc elementy naszego ogołocenia. To Duch Święty nas ogołaca, to On czyni nas ubogimi. On jest, jak wyznajemy w sekwencji mszalnej, Ojcem ubogich, a więc tym, który obdarza.

 


Maryja, Ta, która, według ludzkich sądów, nie dokonała w swoim życiu żadnego wielkiego dzieła. W Jej życiu nie ma w ogóle środków bogatych; jest ubóstwo, milczenie, życie ukryte, pokora, posłuszeństwo, modlitwa, kontemplacja, oddanie się Bogu. Jej życie, pełne prostoty i wykorzystywania środków ubogich, było życiem ukrytym w Bogu. Ona do takiego życia i ciebie zaprasza. Ona chce, byś żył wiarą, by i w twoim sercu dominowało pragnienie stosowania środków
ubogich - na wzór Nazaretu. Chce, byś zrozumiał prawdę zawartą w stwierdzeniu św. Jana od Krzyża: "Odrobina czystej miłości - środek ubogi - jest bardziej wartościowa przed Bogiem i wobec duszy i więcej przynosi pożytku Kościołowi niż wszystkie inne dzieła razem wzięte"

 

 

 

 

Ten, kto szuka przede wszystkim Królestwa Bożego, a więc szuka świętości, znajdzie i ją,i wszystko inne, a więc wszystkie duchowe i doczesne dary potrzebne do życia."Błogosławieni ubodzy w duchu", nie przywiązani do niczego, nie mający nic i oczekujący wszystkiego od Boga. Błogosławieni, ponieważ w ich sercach jest miejsce dla Pana.

To jest ta radosna Ewangelia o ludziach błogosławionych, których serca są wolne dla Pana.
Na tyle wierzysz, na ile jesteś ubogi w duchu. Słowo "ubogi" w sensie biblijnym niekoniecznie oznacza ubóstwo w znaczeniu materialnym. Człowiek ubogi duchem to człowiek ogołocony z pewności siebie, to ktoś, kto wie, że nie może liczyć na siebie,na własne siły. Taki człowiek ukierunkowany jest na oczekiwanie wszystkiego od Boga, a niezakorzenianie się w doczesności.
Może i w twoim życiu jest jakaś straszna niegojąca

 

Wielką przeszkodą w zdaniu się na Boga może być pokutujące w nas często skrzywione oblicze Boga. To skrzywienie może polegać na tym, że Bóg jest dla ciebie Sędzią, że boisz się Go. To straszne - bać się Boga, bać się Tego, który jest miłością. Może dlatego boisz się zdać na Niego, że obawiasz się, co On z tobą zrobi. Musisz jednak pamiętać, że taki świadomy lęk przed Bogiem bardzo rani Jego Serce. Co innego lęk instynktowny, ten, który rodzi się sam, spontanicznie, w sferze psychofizycznej, który właściwie nie podlega naszej kontroli. Gdy jednak świadomie w sferze duchowej (w swych myślach i w swej woli) godzisz się na lęk wobec Boga, jest to wielka niewierność. Jeżeli w ten sposób boisz się Boga, ludzi, świata, wtedy nie ma w tobie zawierzenia i nie ma wiary w ogarniającą cię Bożą miłość.

Św. Teresa z Lisieux powie krótko, że trzeba być jak dziecko i o nic się nie martwić (zob. Pisma, t. II, 396). W tym jednym zdaniu jest cały program: Zdać się na Pana, to znaczy nie martwić się niczym, bo przecież On cię kocha i o wszystko się troszczy. Dopiero wtedy zacznie przesączać się do naszej duszy, do naszego serca autentyczny pokój. Od zagrożeń, które rodzą lęk, nie możemy się uwolnić, ale bardzo ważne jest, żeby ten lęk usuwać świadomym aktem zdania się na Pana.

Na tyle wierzysz, na ile jesteś ubogi w duchu. Słowo "ubogi" w sensie biblijnym niekoniecznie oznacza ubóstwo w znaczeniu materialnym. Ubogim w duchu był na przykład król Dawid, człowiek postawiony na szczycie drabiny społecznej. Człowiek ubogi duchem to człowiek ogołocony z pewności siebie, to ktoś, kto wie, że nie może liczyć na siebie, na własne siły. Taki człowiek ukierunkowany jest na oczekiwanie wszystkiego od Boga, a nie zakorzenianie się w doczesności.

Jeżeli czujesz się mocny w sensie naturalnych możliwości, którymi dysponujesz, twoja wiara nie może rozwinąć się i pogłębić. To dlatego musisz odczuć swoją słabość, musisz zobaczyć, że czegoś nie możesz. Będzie to wezwanie do wiary. Twoja słabość, niemożność i bezradność staną się jakby szczeliną, przez którą będzie przeciskała się do twojego serca łaska wiary. Poprzez nasze zranienia Bóg daje nam łaskę pogłębienia wiary. Charles Péguy, wielki konwertyta, pisze: "Spotyka się niewiarygodne światła łaski przenikające do duszy złej, a nawet zepsutej. Widzi się zbawionym tego, kto wydawał się być straconym, ale nigdy nie widziano przesiąkniętym tego, co zostało okryte lakierem, aby przepuszczało to, co jest nieprzemakalne, aby zostało zmiękczone to, co stwardniało.  Stąd pochodzą tak liczne braki, które stwierdzamy w skuteczności łaski, która, podczas gdy odnosi niespodziewane zwycięstwa nad duszami największych grzeszników, często pozostaje bez żadnego skutku w stosunku do tzw. porządnych" (Note conjointe, sur M. Descartes et la philosophie cartesienne - 1er aout 1914). Jest tak dlatego, że ci "porządni", ci dorośli w sensie ewangelicznym nie mają żadnych braków, nie są zranieni, są silni, mocni, samowystarczalni, dorośli. "Ich skóra moralna, stale nietknięta - stwierdza dalej Peguy - stała się dla nich skorupą i pancerzem bez skazy. Oni nie przedstawiają tego otwarcia spowodowanego jakąś straszną raną, jakąś niezapomnianą udręką, jakimś niepokonanym żalem, jakimś szwem wiecznie źle zrobionym, jakimś śmiertelnym niepokojem, jakąś ukrytą goryczą, jakąś ruiną stale maskowaną, jakąś raną nigdy nie zagojoną. Nie ofiarowują otwarcia się na łaskę, co jest w swojej istocie grzechem. Ponieważ nie są zranieni, nie są już podatni na zranienia. Ponieważ nie brakuje im niczego, nie otrzymują więc nic. Nie mogą otrzymać tego, co jest wszystkim. Sama miłość Boga nie leczy tego, który nie ma ran. Właśnie dlatego, że człowiek leżał na ziemi, Samarytanin go podniósł.  Otóż, kto nie upadł - pisze dalej Peguy - nigdy nie powstanie, a kto nie był oblany potem, nigdy nie będzie otarty". Tak zwani porządni, dorośli są nieprzenikliwi dla łaski.

Kochani członkowie Wspólnoty Ruchu Rodzin Nazaretańskich.

Niech niepojęta miłość Boga okazana nam przez Śmierć i Zmartwychwstanie Jezusa coraz bardziej napełnia ufnością, że to ON jest Panem czasu i wieczności, On prowadzi Kościół i ożywia go tchnieniem Ducha Świętego.


Życzę wam by Zmartwychwstały Chrystus obficie obdarzał was łaską głoszenia Jego nadziei, której tak bardzo potrzebuje twój brat i twoja siostra oraz cały świat.


W imieniu Ruchu Rodzin Nazaretańskich ks. Andrzej Stypułkowski

"Własnego kapłaństwa się boję,
własnego kapłaństwa się lękam
i przed kapłaństwem w proch padam,
i przed kapłaństwem klękam..."

Jeżeli czujesz się grzeszny i słaby, masz szczególne prawo do Jezusowych ramion, ponieważ On jest Dobrym Pasterzem, który szuka owiec zaginionych i tych słabych, bezradnych, nie nadążających za stadem. Pozwól się Jezusowi brać na ramiona, pozwól Mu kochać, uwierz w Jego miłość. Abyś miał prawo do bycia na Jego ramionach, musisz przyjąć postawę pokory; musisz uznać, uwierzyć, że jesteś grzeszny i że jesteś słaby. Jednocześnie jednak musisz uwierzyć w Jego miłość, w to, że On bierze cię w swoje ramiona właśnie dlatego, że jesteś grzeszny, słaby i bezradny. Wiara będzie rodziła
w tobie wdzięczność za to, że On nigdy nie przestaje cię kochać - ciebie grzesznego, słabego, bezradnego tak w życiu doczesnym, jak i duchowym. "Sakrament nawrócenia" Zawsze gdy przystępujesz ze szczerą skruchą do sakramentu pokuty - który można nazwać  sakramentem nawrócenia - twoja wiara ma wielką szansę wzrostu. Sakrament pokuty często nie spełnia właściwej roli w naszym życiu z powodu rutyny, spowszednienia, braku przygotowania i dyspozycji. Za mało pamiętasz, że szczególnym kanałem łaski dla ciebie i szczególnym czasem twojego spotkania z Chrystusem jest nie tylko Eucharystia, ale również sakrament pokuty. Może też za mało pamiętasz o modlitwie za swojego spowiednika czy kierownika duchowego, by i on stawał się dla ciebie coraz doskonalszym Bożym narzędziem i pomocnikiem w procesie twojego nawrócenia. Rachunek sumienia powinien być spojrzeniem w głąb samego siebie i zobaczeniem, na co twoje życie jest ukierunkowane, co jest dla ciebie najwyższą wartością i kim jest dla ciebie Jezus Chrystus. - I z tego trzeba się przede wszystkim spowiadać. Kim jest dla ciebie Jezus Chrystus? Jaki jest twój wybór zasadniczy? Czy naprawdę wybrałeś Go do końca? Od tego trzeba by zaczynać wyznawanie grzechów, bo to jest najważniejsze. Jeżeli nie wybrałeś Chrystusa, to inne grzechy są skutkiem i wynikiem tej twojej podstawowej winy. Grzechy mogą być różnego rodzaju. Są grzechy popełniane i grzechy zaniedbania. I właśnie te ostatnie są zwykle najgorsze. To wśród nich pojawia się ten, że ty opuszczasz Chrystusa, zostawiasz Go, dajesz Mu tylko jakiś mały kącik w swoim sercu. I to jest największe twoje zło, właśnie ten kompromis i brak radykalizmu, to że Chrystus ciągle nie jest dla ciebie najwyższą wartością, że nie jest wszystkim, że twoja wiara jest ciągle letnia.
Dojrzałość wiary to gotowość oddania Panu wszystkiego, co On nam daje, to całkowite powierzenie się Jemu. Do niczego nie powinniśmy się przywiązywać, nawet do darów duchowych, nawet do Komunii św. Jest tylko jedna rzeczywistość, do której wolno się nam przywiązać i w przypadku której nie ma przywłaszczenia - wola Boża. Poza wolą Bożą wszystko jest darem i środkiem do celu, a nie celem. Jeżeli dar sobie przywłaszczymy, Bóg albo dokona jego zniszczenia, albo - doświadczając nas cierpieniem - ukaże nam, że sami z siebie nic nie mamy, że jesteśmy bezradni i że to On nas wszystkim obdarza.
Niezwykle wymownym świadectwem wiary św. Leopolda Mandica był gest pustych dłoni. Te skierowane ku Bogu puste ręce to znak nieprzywłaszczania sobie żadnych darów, gest niezwykłej wiary, dokonującej cudów w jego posłudze w konfesjonale. Nasz gest pustych dłoni może być skierowany do Boga nie tylko w sprawach duchowych, jak to było w wypadku św. Leopolda Mandica. Gest pustych rąk, wyrażający naszą postawę oczekiwania wszystkiego od Boga, winien nam towarzyszyć we wszystkich sprawach naszego życia: w pracy zawodowej, w wychowaniu dzieci, w oddziaływaniu na innych, w modlitwie. Gest pustych dłoni winien towarzyszyć również twojemu oczekiwaniu na największy z Bożych darów, jakim jest On sam, czyli Miłość, która cię ogarnia i w której jesteś zanurzony.
 

Człowiekiem wielkiej wiary, rozpoznającym wszędzie ślady Boga, jest św. Franciszek z Asyżu. Jaka niesamowita wiara przebija z postawy Franciszka, który modli się słowami: Pochwalony bądź, Panie, przez brata naszego księżyc i nasze siostry gwiazdy. Pochwalony bądź, Panie, przez brata naszego wiatr i przez powietrze. Czy zdarzyło ci się kiedy, że gdy szedłeś łąką czy lasem, owiewany przez wiatr, dostrzegłeś w tym wietrze dotknięcie Boga. Jeśli tak, to jest w tobie coś z wiary św. Franciszka z Asyżu, który wszędzie widział przejaw działania Boga. - Pochwalony bądź, Panie, przez brata naszego wiatr; pochwalony bądź, który jesteś w tym wietrze. Pochwalony bądź przez orzeźwiające nas powietrze, którym możemy oddychać, bo Ty jesteś naszym oddechem i naszym powietrzem. Wszystko jest od Pana, i czas pogodny, i pochmurny; brzydka pogoda też jest Jego pogodą. Żywa wiara umożliwia nam dostrzeganie Bożych cudów w otaczającym nas świecie i w naszej zwykłej codzienności. Nawet chlapa i deszcz są cudem Boga dla nas zdziałanym. Deszcz, który z pewnością nie jeden raz przemoczył cię do suchej nitki, jest też dotknięciem Pana. Jeśli to dostrzeżesz, będzie to twoja modlitwa wiary.
Bądź pochwalony, Panie, przez naszą siostrę wodę. Pijąc wodę, gdy jesteś spragniony, zwłaszcza w gorące i upalne dni, możesz doświadczyć obecności Pana. Do takiego widzenia świata nie jesteśmy przyzwyczajeni. A przecież w tej zwykłej, codziennej sytuacji można zobaczyć Boga, który tą wodą orzeźwia nas i zwilża nasze, może zeschnięte i spieczone usta. On jest w tej wodzie. Świadomość takiej obecności to postawa wiary. Dlatego św. Franciszek przypomina nam, że jest to "siostra woda" - symbol obecności i działania Boga.

„Józef, przygarniając Maryję, świadomie i z miłością przygarnia Tego,
który został w Niej poczęty za sprawą cudownego dzieła Boga,
dla którego nic nie jest niemożliwe”
(papież Franciszek 18 grudnia 2016)

Wspólnota Ruchu Rodzin Nazaretańskich

Jak dobrze w czas Bożego Narodzenia zatrzymać się w zachwycie
Maryi i Józefa nad tajemnicą Boga i adorować Go w Jego Człowieczeństwie.
Jak dobrze razem z Józefem przyjąć Maryję do siebie, by Pan Jezus mógł narodzić się w naszych sercach i być Bogiem z nami.
Niech Boża obecność przenikająca tę Noc zamienia każdą naszą słabość w Grotę Bożego Narodzenia.

Ks. Andrzej Stypułkowski
Moderator Ruchu Rodzin Nazaretańskich

Boże Narodzenie 2018


O tym, czy nasza wiara pogłębi się kiedyś aż do całkowitego przylgnięcia do Chrystusa, będzie decydowało nasze pragnienie pełnienia we wszystkim Jego woli i związana z tym zgoda na krzyżowanie naszej woli własnej. Przylgnąć do Chrystusa to poddać własną wolę Jego woli. Życie wewnętrzne dokonuje się w ciągłym napięciu między wolą Boga i wolą człowieka. Napięcie to wypływa z faktu, że my ciągle obracamy się wokół własnej woli, wokół tego, co nam jest wygodne, podczas gdy wiadomo, że zakres naszych planów i pragnień, zakres tego, czego my chcemy, nie pokrywa się z tym, czego chce Bóg. Człowiek broni się przed przekreślaniem własnych pragnień. Broni się bądź świadomie, odmawiając Bogu podporządkowania się Jego woli, bądź jest to proces nieświadomy, który często przybiera formę obronnego mechanizmu racjonalizacji. Mechanizm ten ukazuje, jak wiele jest w naszych pragnieniach i działaniu szukania samego siebie.
To egoizm sprawia, że nasze życie wewnętrzne toczy się w ramach nieustannego napięcia między naszą wolą i wolą Boga. Jeżeli życie wiarą oznacza przylgnięcie do Chrystusa i Jego woli, to w tym kontekście należy podkreślić, że szukanie własnej woli jest czymś najgorszym. Jest ono źródłem zła i grzechu, źródłem naszego nieszczęścia i zniewolenia. Przylgnięcie do Chrystusa i Jego woli oznacza, że wtedy, gdy Jego wola jest niezgodna z naszą, my godzimy się, by On zburzył nasze plany, by je pokrzyżował. Wydarzenia z życia świętych bardzo często ukazują nam takie Boże krzyżowanie ludzkich planów, aby wola człowieka mogła jednoczyć się z wolą Pana.


Wiara jako uznanie własnej bezradności i oczekiwanie wszystkiego od Boga oznacza postawę dziecka. Dziecko w pełni uznaje, że nie ma nic, że nic nie potrafi. Ono jest pełne oczekiwań i wiary, że wszystko, co jest mu potrzebne, otrzyma. „Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego” – mówi Pan (Mt 18, 3). Nawrócenie do postawy dziecka jest warunkiem koniecznym wejścia do Bożego królestwa. Kiedyś musisz stać się dzieckiem: ufnym, pokornym, oczekującym wszystkiego od Pana. Jeśli nie staniesz się nim tutaj, to będzie to musiało nastąpić w czyśćcu. Stan dziecięctwa jest bezwzględnie konieczny nie tylko do uświęcenia, ale i do zbawienia.
Dziecko ewangeliczne oczekuje wszystkiego od Boga, dosłownie wszystkiego. Wymiar dziecięctwa naszej wiary oznacza nieopieranie się na zwykłych, ludzkich kalkulacjach, a oczekiwanie na coś, co dziecko nazwie niespodzianką, oczekiwaniem na cud. Na ile jesteś dzieckiem, na tyle jesteś młody duchem. Człowiek może być starcem już w wieku dwudziestu lat. A może mieć lat osiemdziesiąt i dzięki duchowi dziecięctwa pozostawać młodym. Bóg jest zawsze młody i ustanowiony przez Chrystusa Kościół jest zawsze młody, dlatego potrzebuje on młodych w duchu, potrzebuje w tobie dziecka, które zdolne jest uwierzyć we wszystko. Człowiek „stary”, nastawiony na rachunkowość, na liczenie za i przeciw, ogranicza Bogu możliwość działania, stawia granice Jego miłości i miłosierdziu. Rachunkowość i ciągłe obliczanie, czy coś może, czy nie może się udać, czy to ma szansę, czy nie, jest cechą starości. Dziecko poszukuje księżyca i wierzy, że może go otrzymać – a przecież Pan Bóg chce ci dać więcej niż księżyc. On chce ci dać swoje królestwo, ale jeśli nie będziesz dzieckiem, to zwiążesz Mu ręce.


 

To, na czym próbujesz się opierać, te różne ludzkie systemy zabezpieczeń przyjmują w ujęciu ewangelicznym określenie Mamony. Możesz w nią wierzyć i w niej pokładać nadzieję, ale to nie ona jest prawdziwym Bogiem. A przecież to, od czego Bóg chce cię uchronić w twoim życiu, to ta fałszywa wiara. Dlatego tak bardzo zależy Mu na tym, byś odrzucił boga fałszywego. Bogiem staje się wszystko, w czym pokładamy nadzieję. Jeżeli pokładasz swoją nadzieję w bogu fałszywym, to twoja nadzieja jest bezsensowna. Ktoś, kto ma fałszywego boga, nie ma wiary albo jego wiara jest bardzo słaba, znikoma. Jeśli jest w twoim życiu fałszywy bóg, któremu służysz, na którym się opierasz, to musisz z konieczności zaznać goryczy i rozczarowania, ponieważ ten fałszywy pan, któremu powierzasz się i w którym pokładasz nadzieję, wcześniej czy później musi cię zawieść. Wtedy też coś w twoim zawierzeniu zawali się.

Chrystus mówiąc, że nie wolno dwom panom służyć, rozwija swoją myśl w formie symbolicznych obrazów i poprzez nie uczy, jak mamy ufać, jak mamy zdobywać to pełne zawierzenie Jemu jako prawdziwemu Panu.

Wezwaniem do takiego pogłębienia naszej wiary, by Bóg stał się naszym jedynym oparciem, jest prośba Modlitwy Pańskiej: "Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj". Odnajdujemy tu wyraźną aluzję do sytuacji, jaka miała miejsce na pustyni w czasie przejścia narodu wybranego do Ziemi Obiecanej. Wiadomo, że pustynia stwarza sytuacje trudne. Dlatego były bunty, było nieposłuszeństwo. Pan jednak zapalił się zazdrosną miłością, jak mówi Biblia, i zmiłował się nad swoim szemrzącym, grzesznym ludem - zesłał mu spadającą codziennie mannę. W okresach pustyni wychodzi z człowieka to, co osadzone jest w nim bardzo głęboko - egoizm, nieufność, chęć tworzenia sobie własnych systemów zabezpieczeń. U narodu wybranego ujawnił się na pustyni brak zawierzenia Bogu mimo cudów, jakie się działy. Ujawniła się też jego chciwość, wyrażająca się pragnieniem, by zagarnąć manny jak najwięcej, choć Mojżesz w imieniu Pana oznajmił: Tylko na dzień dzisiejszy możecie zbierać mannę. Wielu jednak nie posłuchało Mojżesza i zbierało jej więcej. Wtedy następował dalszy ciąg cudu, tylko jakby o innym wymiarze. "Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj". Dzisiaj nam daj - na dzisiaj, nie na jutro i nie na cały miesiąc. Przecież jesteśmy twoją własnością. Przecież Ty troszczysz się o swoją własność. Pan musiał walczyć na pustyni z ludzkim egoizmem, który sprawiał, że naród wybrany nie chciał zawierzyć Panu nawet w obliczu cudu. Musiał walczyć o wiarę swojego ludu.

 


Wiara to uznanie własnej bezradności, przekonanie, że niczego się nie posiada, że wszystko jest darem. Jest ona oczekiwaniem wszystkiego, wszelkich darów od Boga.

Dar winien być przyjmowany z takim oderwaniem, byś w każdej chwili potrafił go oddać. Jest to przedziwny paradoks. Jesteśmy obdarzani po to, byśmy przyjmując Boże dary byli gotowi oddawać je z powrotem. Gest gotowości oddania Bogu otrzymanego daru jest znakiem, że nie nastąpiło przywłaszczenie, jest wyrazem uznania tej prawdy, że do mnie nic nie należy. Dar zwrócony Bogu powraca do nas, i to powraca zwielokrotniony.

Każda burza ma swój sens, jest przejściem Boga, które ma przynieść jakąś wielką łaskę, przede wszystkim łaskę zawierzenia. W sytuacji burzy powinieneś skierować swój wzrok wiary na spokojną twarz Chrystusa.
Gdy przyjdą burze w twoim życiu, wewnętrzne czy zewnętrzne, popatrz na spokojną twarz Jezusa. Wtedy zrozumiesz, że nie jesteś sam i że On w każdej sytuacji jakby chciał ci powiedzieć: "ta burza minie, przecież musi minąć".

W momentach burzy i prób naszej wiary nie możemy też nigdy zapomnieć o nieustannej obecności przy nas Tej, która jest Matką naszego zawierzenia. Prośmy Ją, by udzielała nam swojego zawierzenia, żebyśmy przestali zawierzać sobie, rzeczom czy ludziom i dostrzegli stałą obecność przy nas Jej Syna, który jest naszym jedynym zabezpieczeniem. Prośmy Maryję, byśmy za Jej przykładem zawierzali wyłącznie Panu: "Matko Wielkiego Zawierzenia, oddaję się Tobie bez zastrzeżeń, do końca".


Wiara pozwala nam dostrzegać wszędzie ślady działania Boga, rozumieć, że jest On obecny w nas, w naszym życiu duchowym, psychicznym, fizycznym. Jeśli będziesz umiał widzieć wszędzie Boga, twoja modlitwa stanie się modlitwą wiary, będzie modlitwą nie tylko słów, ale również modlitwą spojrzenia, podziwiania świata, modlitwą wdzięczności za wszystko, czym Bóg cię obdarza.
Dzięki wierze odkrywamy, że to tylko pozornie protagonistami historii świata są ludzie, że w istocie sam Bóg jest głównym jej protagonistą. Obecność Boga w historii dotyczy zarówno wydarzeń z dziedziny polityki, spraw społecznych, gospodarczych, jak też naszych spraw rodzinnych czy zawodowych. On obecny jest wszędzie i od Niego wszystko zależy. W Jego ręku złożone są zarówno losy każdego z nas, jak też losy narodów i świata. To wszystko poznajemy dzięki wierze, która rodzi w nas wewnętrzny pokój, pokój płynący z wiary, ze świadomości, że Ten, który jest nieskończoną mocą i nieskończoną miłością, trzyma wszystko w swoich pełnych miłosierdzia dłoniach, że prowadzi wszystko ze swoją nieskończoną mądrością i miłością do celu. Wiara daje nam poczucie bezpieczeństwa, pokój i przeświadczenie, że stale jesteśmy ogarnięci miłością Boga. Wiara to inne widzenie świata, inne widzenie zwłaszcza tego, co trudne. Wiara umożliwia nam poznawanie Boga w zjawiskach przyrody, w której wciąż możemy odkrywać ślady Jego działania, ślady Jego troski o nas i o otaczający nas świat.


Modlitwa i wiara nie stanowią rzeczywistości odrębnych, wzajemnie jedynie od siebie uzależnionych czy istniejących obok siebie. Modlitwa pozostaje zawsze w bardzo ścisłym związku z rzeczywistością wiary, jest spotkaniem człowieka z Bogiem w wierze, jest ostatecznie postacią urzeczywistniania się wiary. Jeżeli wiara jest przylgnięciem do Chrystusa i powierzeniem się Jemu, to modlitwa jest samym oddaniem się i poświęceniem się Chrystusowi, aby w nowy sposób zostać przez Niego przyjętym i przemienionym. Jeżeli wiara jest uznaniem własnej bezradności i oczekiwaniem wszystkiego od Boga, to modlitwa jest egzystencjalnym wołaniem duchowego ubóstwa i wewnętrznej pustki człowieka, by Duch Święty wypełnił ją swą obecnością i mocą. W miarę rozwoju wiary modlitwa staje się czystsza i żarliwsza. Jako aktualizacja wiary, naznaczonej dynamizmem nawrócenia, modlitwa - podobnie jak Eucharystia czy Słowo Boże - prowadzi człowieka ku przemianie, ku nawróceniu.


Wiara pozwala nam dostrzegać wszędzie ślady działania Boga, rozumieć, że jest On obecny w nas, w naszym życiu duchowym, psychicznym, fizycznym. Jeśli będziesz umiał widzieć wszędzie Boga, twoja modlitwa stanie się modlitwą wiary, będzie modlitwą nie tylko słów, ale również modlitwą spojrzenia, podziwiania świata, modlitwą wdzięczności za wszystko, czym Bóg cię obdarza.
Dzięki wierze odkrywamy, że to tylko pozornie protagonistami historii świata są ludzie, że w istocie sam Bóg jest głównym jej protagonistą. Obecność Boga w historii dotyczy zarówno wydarzeń z dziedziny polityki, spraw społecznych, gospodarczych, jak też naszych spraw rodzinnych czy zawodowych. On obecny jest wszędzie i od Niego wszystko zależy. W Jego ręku złożone są zarówno losy każdego z nas, jak też losy narodów i świata. To wszystko poznajemy dzięki wierze, która rodzi w nas wewnętrzny pokój, pokój płynący z wiary, ze świadomości, że Ten, który jest nieskończoną mocą i nieskończoną miłością, trzyma wszystko w swoich pełnych miłosierdzia dłoniach, że prowadzi wszystko ze swoją nieskończoną mądrością i miłością do celu. Wiara daje nam poczucie bezpieczeństwa, pokój i przeświadczenie, że stale jesteśmy ogarnięci miłością Boga. Wiara to inne widzenie świata, inne widzenie zwłaszcza tego, co trudne. Wiara umożliwia nam poznawanie Boga w zjawiskach przyrody, w której wciąż możemy odkrywać ślady Jego działania, ślady Jego troski o nas i o otaczający nas świat.


Wiara jest uczestnictwem w życiu Boga, przylgnięciem do Niego jako jedynego Pana, a także oparciem się wyłącznie na Nim. Oparcie się na Chrystusie i całkowite powierzenie się Jemu wyraża naszą pełną ufność wobec Niego. Człowiek jest ukierunkowany na szukanie poczucia bezpieczeństwa, na szukanie oparcia, co oznacza, że jest ukierunkowany na zawierzenie. Jest ukierunkowany na to, żeby mieć jakiś system zabezpieczeń, żeby na coś liczyć, żeby się czemuś czy komuś powierzyć. Poczucie bezpieczeństwa to podstawowy, najbardziej elementarny wymóg ludzkiej psychiki. Jego brak, czy to w sytuacji zagrożenia, czy zabrania nam jakiegoś oparcia, rodzi lęk. To ten rodzący się w nas lęk sprawia, że nasze dążenie do poczucia bezpieczeństwa jest bardzo silne.

Można mówić o opieraniu się na czymś i poczuciu bezpieczeństwa w sensie rzeczowym - gdy liczymy na to, co posiadamy; mogą to być np. pieniądze, uzdolnienia, umiejętności. Można też umacniać swoje poczucie bezpieczeństwa w sensie osobowym - gdy liczymy na kontakty i międzyludzkie relacje ukierunkowane na realizowanie jakichś naszych planów. Poczucie bezpieczeństwa w sensie rzeczowym wiąże się często z naszym ukierunkowaniem się na przyszłość. Człowiek o silnym oddźwięku psychicznym próbuje przewidzieć, co będzie w przyszłości, próbuje zobaczyć nawet jej szczegóły i stara się do wszystkiego przygotować, by nie być zaskoczonym. Chce w ten sposób jakby zapanować nad przyszłością, szukając w tym oparcia i poczucia bezpieczeństwa.

Aby nasza wiara była oparciem się na Chrystusie i powierzeniem się Jemu, musimy uznać, że tylko On jest naszym prawdziwym zabezpieczeniem. Płynące z wiary w Jego Słowo całkowite zawierzenie Chrystusowi jest jedyną właściwą odpowiedzią na Jego niezgłębioną miłość ku nam.


"Alleluja
Biją dzwony!"

Chrystus Zmartwychwstał! Pokonał zło i śmierć!

Życzę, by NADZIEJA POKÓJ -dary Zmartwychwstałego towarzyszyły we wszystkich sytuacjach noszących na sobie znamię KRZYŻA.

Niech przeżywane Święta Paschalne będą czasem umocnienia osobistej więzi z Chrystusem, by w codzienności nasze słowa, pragnienia i czyny świadczyły, że powstaliśmy wraz z NIM do nowego życia.

Maryja, uczestnicząca w męce Krzyża, ale i chwale Nieba niech będzie naszą Przewodniczką na drodze wiary i zaufania oraz uczy nas otwartości na Ducha Świętego.

Wielu łask od Zmartwychwstałego Pana.

Ks.Andrzej Stypułkowski

Moderator Ruchu Rodzin Nazaretańskich

Dąbrowa Wielka , Wielkanoc  2018


Przyzwyczajeni jesteśmy do tego, by liczyć, i w naszym życiu, i w życiu Kościoła, na środki bogate. Tak bardzo chcielibyśmy zobaczyć zwycięstwo i tryumf Chrystusa, Jego moc i władzę. Tymczasem On ukrywa się: jest ubogi w Betlejem, jeszcze uboższy na Kalwarii i może najbardziej ubogi w Eucharystii. Posuwając tak daleko swoje ubóstwo i uniżenie, podkreśla On wagę środków ubogich.

Jezus w swoim działaniu zbawczym wybiera przede wszystkim środki ubogie, pokorne. Żaden znak potęgi nie towarzyszy Jego narodzeniu. Jezus przychodzi do nas jako małe Dziecko, zdane całkowicie na łaskę otaczających Je ludzi. Jest od nich zależny, nikomu nie stawia oporu, nie może przeprowadzić swojej woli ani się bronić. Daje się poznać przede wszystkim przez swoje ubóstwo, uniżenie, słabość. Taki ukazał się w chwili narodzenia i taki będzie w swojej męce. Wskazał, że i ty masz być ogołocony, obumarły dla siebie, wybierający to co najbardziej skuteczne - środki ubogie.

Nie znaczy to, że Jezus nie stosował środków bogatych. Tryumfalny wjazd do Jerozolimy to przecież środek bogaty, to tryumf Chrystusa. Jezus chciał pokazać, że jeżeli zechce, tłumy oddadzą Mu najwyższy pokłon i będą płaszcze przed Nim słać, że On potrafi zrobić wszystko. Ale właśnie w niedzielę palmową, dokładnie po tym tryumfalnym wjeździe do Jerozolimy, żeby Apostołom nie zawróciło się w głowach, tak jak to nieraz bywa, żeby się nie pomylili, Jezus wypowiedział słowa, które dla wielu musiały być wstrząsem: "Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity" (J 12, 24).

W życiu Jezusa były cuda, był Tabor, ale przede wszystkim używał On środków ubogich. W czasie pojmania widzimy jeszcze raz zastosowany przez Niego środek bogaty: oprawcy będą musieli na słowa Jezusa paść przed Nim na twarz (zob. J 18, 6), rzuci ich na ziemię, pokaże im swoją moc i potęgę. Ale potem pozwoli się naigrawać, wyszydzać, pozwoli, że będą pluli na Niego i będą wołać pod krzyżem: "Ej, Ty, który burzysz przybytek i w trzech dniach go odbudowujesz, zejdź z krzyża i wybaw samego siebie . Innych wybawiał, siebie nie może wybawić" (Mk 15, 29-31). Jezus z całym Bożym spokojem przyjmie to wszystko, podejmie te ubogie środki, zbawiające świat.


Przylgnięcie do Chrystusa jest naszą odpowiedzią na Jego pełne miłości spojrzenie i na Jego wezwanie. Odpowiedź ta będzie zawsze naznaczona rysem przygody, ale i ryzyka. Jezus chce, byś przylgnął do Niego bez pytania o szczegóły i wszystkie konsekwencje twojego wyboru, bez pytania o przyszłość. Chce, byś jak Maryja powiedział - "tak", wyrażając tym swoje całkowite zawierzenie. Istota zawierzenia Jezusowi i przylgnięcia do Jego osoby tkwi właśnie w tej niewiedzy, która jest ciemnością, i przez to domaga się wiary. Przylgnięcie do Chrystusa jest zaczątkiem miłości, która będzie się realizowała przez jednoczenie naszej woli z wolą Chrystusa. To początek osobowej komunii z Bogiem.
Nasze przylgnięcie do Chrystusa nie będzie możliwe bez oderwania się od tego, co może nas zniewalać.


Każdy moment naszego życia jest przeniknięty Obecnością, która kocha i obdarza. Żyć wiarą to umieć dostrzec tę miłującą nas i ciągle obdarzającą Obecność. Dzięki wierze Chrystus staje się stopniowo światłem, które prześwietla całe życie człowieka, prześwietla świat. Staje się On żywą, czynną Obecnością w życiu swoich uczniów. Każda chwila życia przynosi nam Jego obecność. Czas to Obecność pisana dużą literą - obecność Chrystusa w naszym życiu, osobowa obecność Boga, objawiającego się jako Ten, który czegoś od nas oczekuje. Bóg objawia się nam poprzez swoją wolę. A co jest Jego wolą? - Zawsze nasze dobro, bo Bóg jest Miłością. Każda chwila twojego życia to moment spotkania z tą miłującą cię Obecnością. Ktoś powiedział, że czas to sakrament spotkania człowieka z Bogiem. W tym znaczeniu każda chwila jest ewangelicznym talentem, ponieważ jest Obecnością, która do czegoś wzywa. Pan Bóg z każdą chwilą, czy to będzie chwila łatwa, czy trudna, wiąże łaskę. Święty Paweł mówi, że my w Bogu żyjemy, poruszamy się, jesteśmy (por. Dz 17, 28). Od Niego więc otrzymujemy dar istnienia, ale i dar oddychania, pożywienia, przyjaźni, dar każdego momentu życia.
Stwierdzenie św. Teresy od Dzieciątka Jezus, że wszystko jest łaską (por. Żółty zeszyt, 36), oznacza, że wszystko, cokolwiek dzieje się w twoim życiu, jest związane z jakąś formą łaski. Bóg przychodzi do ciebie w formie daru, w formie łaski, w formie wezwania - w tym znaczeniu wszystko jest łaską. Bóg chce, by wszystko stawało się dla ciebie "kapitałem" dobra. On nawet ze zła usiłuje wyciągnąć dobro. Zło nie może być łaską, ale Bóg w swojej wszechmocy i nieskończonym miłosierdziu może wyciągnąć dobro również z niego. Skutki zła mogą zaowocować w formie wielkiej szansy nawrócenia. Tak więc "wszystko jest łaską" i wszystko jest talentem, ponieważ ciągle i wszędzie Pan stawia przed tobą szansę. Niezwykle ważne jest, byś uwierzył w tę stałą i manifestującą się w różny sposób Obecność.
Chwila obecna, każda chwila przynosi miłość, jak powiedział ks. kardynał Stefan Wyszyński. Łaska jest wyrazem miłości, więc każda chwila jest związana z miłością Boga, ponieważ związana jest z Jego łaską. Wtedy nawet, kiedy bardzo grzeszysz, Chrystus jest przy tobie i kocha ciebie. Gdybyś o tym pamiętał, gdybyś uwierzył, że jesteś stale zanurzony w miłosiernej miłości Boga, który nigdy cię nie opuszcza, z pewnością nie upadłbyś.


Tajemnicę Wcielenia poznaliśmy na ziemi.
Noc zajaśniała blaskiem Prawdziwej Światłości.
Otwórzmy nasze serca na nową Miłość,
Otwórzmy nasze oczy na blask Prawdy.
Oddajmy Jemu nasze ręce,      aby dobro wszędzie było.
Radość Syna Bożego opowiadajcie wszystkim waszym braciom i siostrom .
Każdego dnia głoście Jego zbawienie.
Niech Nowonarodzony Chrystus oświeca drogi codziennego życia i obdarza wszystkich wszelkimi łaskami.

Moderator RRN ks. Andrzej Stypułkowski


"Nikt nie może dwom panom służyć". Kim są ci "panowie" (w tekście greckim kyrios)? Jednym jest Chrystus, nasz jedyny, prawdziwy Pan - kyrios. Drugim jest Mamona - fałszywy kyrios, fałszywy pan. Służyć Mamonie to zniewolić się i uzależnić od jakiegoś dobra materialnego czy duchowego. Zwróćmy uwagę, że Mamona nazwana jest panem, któremu służy się tak, jak służy się królowi. Służymy albo Bogu i kochamy Go, i wtedy nienawidzimy Mamony, a więc naszego przywiązania do dóbr materialnych czy duchowych, albo - aż trudno powiedzieć - miłujemy nasze przywiązanie do tych dóbr i wobec tego - może nieświadomie - zaczynamy gardzić Bogiem.

W rozpoznaniu, jakie rodzaje i oblicza Mamony pojawiają się w twoim życiu, pomoże ci przeanalizowanie twojej modlitwy. Jeśli poznasz, o czym w czasie modlitwy najczęściej myślisz, wtedy zobaczysz, co jest dla ciebie skarbem. "Bo gdzie jest twój skarb, tam będzie i serce twoje" (Mt 6, 21). Twoje rozproszenia pozwalają ci rozpoznać, ile jest w tobie przywiązań do Mamony. Jeżeli dużo, to nie dziw się, że trudno ci o skupienie przy różańcu, w czasie adoracji czy podczas Najświętszej Ofiary.
Jak poznać swoją Mamonę? - Otóż napięcie, stres, niepokój, pośpiech, smutek, które ci towarzyszą w życiu, to znaki wskazujące, że służysz jakiejś postaci Mamony. Są na przykład ludzie, którzy żyją w nieustannym napięciu. Jak więc wielkie musi być ich przywiązanie do czegoś przeciwnego Bogu. Ludzie wolni od przywiązań są pełni Bożego pokoju. Boży pokój buduje i umacnia zdrowie psychiczne, które rzutuje z kolei na stronę somatyczną. W ten sposób i duch, i psychika, i ciało uczestniczą w wielkiej wolności człowieka. Człowiek wolny od przywiązań jest jednocześnie wolny od zmarszczek na twarzy, od stresów, od chorób cywilizacyjnych. Mamona systematycznie niszczy człowieka. Ona nie tylko blokuje cię w twoim dążeniu do Chrystusa i przylgnięciu do Niego, ale niszczy również twoje zdrowie i twoją psychikę.

Wyraźnym przejawem przywiązań jest również twój smutek w sytuacjach, gdy Pan Bóg ci coś zabiera. Będzie ci zaś zabierał to, czym jesteś zniewolony, a więc wszystko, co jest twoim największym wrogiem, co powoduje, że twoje serce nie jest wolne dla Pana. Dopiero, gdy tego rodzaju sytuacje zaczniesz akceptować i przyjmować pogodnie, będziesz stawał się coraz bardziej wolny.

Na modlitwie, stając przed Panem, ukazuj Mu swoje ręce nie tylko puste, ale i brudne, skalane przywiązaniem do Mamony i proś, żeby On się zmiłował. Modlitwa może rozwijać się tylko w klimacie wolności. Jako uczeń Chrystusa jesteś powołany do modlitwy, i to modlitwy kontemplacyjnej, aby jednak twoja modlitwa mogła stać się kiedyś kontemplacją - miłosnym wpatrywaniem się w Jezusa Chrystusa, twojego Oblubieńca - konieczna jest wolność twojego serca.


To egoizm sprawia, że nasze życie wewnętrzne toczy się w ramach nieustannego napięcia między naszą wolą i wolą Boga. Jeżeli życie wiarą oznacza przylgnięcie do Chrystusa i Jego woli, to w tym kontekście należy podkreślić, że szukanie własnej woli jest czymś najgorszym. Jest ono źródłem zła i grzechu, źródłem naszego nieszczęścia i zniewolenia. Przylgnięcie do Chrystusa i Jego woli oznacza, że wtedy, gdy Jego wola jest niezgodna z naszą, my godzimy się, by On zburzył nasze plany, by je pokrzyżował. Wydarzenia z życia świętych bardzo często ukazują nam takie Boże krzyżowanie ludzkich planów, aby wola człowieka mogła jednoczyć się z wolą Pana.


Bóg zbliżając się do człowieka osłabia go. Czyni więc odwrotnie, niż my byśmy się spodziewali. Tobie wydaje się, że to ty kroczysz ku Niemu i że w tej sytuacji winieneś stawać się coraz bardziej mocny, coraz lepiej dawać sobie radę. Tymczasem to On przybliża się do ciebie, a przybliżając się czyni cię słabszym, czy to fizycznie, czy psychicznie, czy duchowo. Czyni to po to, by mógł zamieszkać w tobie ze swoją mocą, ponieważ to twoja słabość robi miejsce na Jego moc. Wówczas, gdy jesteś słaby, nie możesz sobie ufać, nie możesz wierzyć sobie, i wtedy jest szansa, byś zwrócił się ku Niemu i na Nim zechciał się oprzeć. Tak często bronisz się przed tą największą łaską, łaską słabości, a przecież już św. Paweł pisał: "Moc w słabości się doskonali. Najchętniej więc będę się chlubił z moich słabości, aby zamieszkała we mnie moc Chrystusa. [] Albowiem ilekroć niedomagam, tylekroć jestem mocny" (2 Kor 12, 9-10). Twoja moc i siła wcześniej czy później muszą się załamać. W rzeczywistości bowiem nie ma twojej siły, ponieważ ona jest darem - darem, który ty sobie przywłaszczasz, dlatego musi ci być zabrany.

Św. Maksymilian Kolbe podczas wielu swoich niezwykłych wypraw apostolskich czuł się zupełnie bezradny. Często klimat był bardzo nieodpowiedni dla jego chorych płuc, źle znosił uciążliwości podróży zamorskich i wilgoć, z powodu której niekiedy nie mógł oddychać. To wszystko nie powstrzymywało jednak jego pragnienia, by głosić królestwo Niepokalanej w całym świecie, choć niejednokrotnie zdawało się, że godziny nie przeżyje na statku. Mówił wtedy do Maryi: Ja chyba nie wytrzymam jeszcze tej godziny, jak więc będę Twoje królestwo rozszerzał? - A przecież ta słabość była całą jego siłą.

Jeżeli Bóg zechce się tobą posłużyć, to na zasadzie twojej słabości. Kiedy próbujesz apostołować w poczuciu siły i mocy, stajesz się antyznakiem. Ludzie nie chcą twojej mocy, twojej własnej mocy, ponieważ jest ona dla nich upokarzająca. Pan Bóg też, aby uczynić cię znakiem i posługiwać się tobą, nie potrzebuje twojej siły, wręcz przeciwnie, potrzebuje twojej słabości.


O tym, czy nasza wiara pogłębi się kiedyś aż do całkowitego przylgnięcia do Chrystusa, będzie decydowało nasze pragnienie pełnienia we wszystkim Jego woli i związana z tym zgoda na krzyżowanie naszej woli własnej. Przylgnąć do Chrystusa to poddać własną wolę Jego woli. Życie wewnętrzne dokonuje się w ciągłym napięciu między wolą Boga i wolą człowieka. Napięcie to wypływa z faktu, że my ciągle obracamy się wokół własnej woli, wokół tego, co nam jest wygodne, podczas gdy wiadomo, że zakres naszych planów i pragnień, zakres tego, czego my chcemy, nie pokrywa się z tym, czego chce Bóg. Człowiek broni się przed przekreślaniem własnych pragnień. Broni się bądź świadomie, odmawiając Bogu podporządkowania się Jego woli, bądź jest to proces nieświadomy, który często przybiera formę obronnego mechanizmu racjonalizacji. Mechanizm ten ukazuje, jak wiele jest w naszych pragnieniach i działaniu szukania samego siebie.

Na czym polega ten mechanizm obronny racjonalizacji? - Polega on na nieświadomym przypisywaniu własnemu działaniu motywów przez nas akceptowanych przy jednoczesnym odrzucaniu nie akceptowanych przez nas motywów faktycznych. Mówiąc językiem potocznym powiedzielibyśmy, że do tego, co robimy, by zrealizować własne pragnienia i zamiary, dorabiamy pewną samousprawiedliwiającą teorię, która nas uspokaja.


Wiara nie usuwa ciemności, wręcz przeciwnie, ona je zakłada. W tym kryje się jej sens. Matka Boża, żyjąc wiarą, żyła równocześnie w wielkich ciemnościach, była więc poddawana próbom wiary, nieraz niezwykle trudnym. Taką próbą było narodzenie Pana Jezusa w Betlejem. Moment i miejsce urodzenia dziecka to czuły punkt dla każdej matki. Matka chce urodzić dziecko w przyzwoitym miejscu i w ludzkich warunkach, i jest to jej podstawowe prawo. Czy Maryja nie pragnęła tego? A jednak nie było Jej to dane. Jeżeli Jezus musiał narodzić się w Betlejem, to czy nie prościej byłoby, żeby Józef po prostu dowiedział się o tym. Otrzymywał on przecież wskazania we śnie, mógł więc i w tym przypadku otrzymać wskazanie: Idź do Betlejem, bo tam narodzi się Dziecię. Tymczasem Pan Bóg decyduje inaczej. Dziecię narodzi się w Betlejem, ale w wyniku specjalnej sytuacji, jaką był spis ludności. To w wyniku tej sytuacji Jezus narodzi się w takich okolicznościach, że nie będzie zabezpieczeń. Z powodu tłumu przybyszów trudno będzie znaleźć jakiekolwiek miejsce - tak łatwo wtedy poddać się pokusie niepewności i lęku. I w tym trudnym kontekście próby wiary miało narodzić się Dziecię. Anioł przyszedł do Maryi tylko w momencie zwiastowania, a później nie było już żadnego innego przekazu, żadnego orędzia czy posłannictwa. Przy narodzeniu Jezusa aniołowie ukazali się jedynie pasterzom przy stadach, a nie Maryi. Wkrótce potem, wraz z przyjściem Mędrców, następne "trzęsienie ziemi" - prześladowanie Heroda. Trudna próba wiary, gdy mogło rodzić się pytanie: dlaczego Bóg milczy, dlaczego nie interweniuje w obronie swego Syna, dlaczego zdaje się być bezsilnym wobec tyranii Heroda? I konieczność ucieczki do nieznanego kraju, gdzie nie było żadnego ludzkiego oparcia.

Kolejna, bardzo trudna próba wiary nadeszła, gdy dorastający Jezus został w świątyni, nie uprzedzając o tym swoich Rodziców. Ewangelia mówi, że Oni nie rozumieli tych słów, jakie do nich skierował, gdy Go odnaleźli, że Maryja tylko zachowywała je w swoim sercu. Tak więc w dalszym ciągu były w Jej życiu ciemności. Dlaczego Jezus nie chciał Jej niczego wyjaśnić? Ona, Matka Boga, musiała uczyć się właściwego odczytywania wydarzeń, musiała uczyć się duchowości wydarzeń. Pan Bóg niczego Jej nie ułatwiał, wszystko było w Jej życiu ciągle takie trudne.

"Tak" przy zwiastowaniu wydaje się czymś radosnym i łatwym w porównaniu z tym ostatnim "tak", wypowiedzianym pod krzyżem. Człowiek o wysokim poziomie życia duchowego jest zwykle gotów ofiarować się i poświęcić samego siebie. Znacznie trudniej jest zgodzić się na cierpienia osób bliskich, tych, których bardzo kochamy. Maryja, stojąc pod krzyżem, wypowiada jakby zdwojone "tak" - niech się tak stanie nam - Jemu i mnie. Jeżeli mój Syn umiłowany ma cierpieć i być torturowany, to niech tak będzie. Zgodzenie się na to było największą ofiarą. To "fiat" Maryi pod krzyżem spowodowało, że stała się Matką Kościoła, Matką nas wszystkich. Macierzyństwo duchowe Maryi ma swoje źródło w tym najtrudniejszym "tak". Jeżeli jesteś zdruzgotany czy bardzo czymś przygnieciony, to pomyśl, że jesteś wówczas blisko Tej, której życie było tak trudne. Bóg kochał Maryję w sposób szczególny i wyjątkowy, a przecież w Jej życiu było tyle cierpienia. Bóg tak właśnie traktuje swoich przyjaciół.


 

Dziecko ewangeliczne oczekuje wszystkiego od Boga, dosłownie wszystkiego. Wymiar dziecięctwa naszej wiary oznacza nieopieranie się na zwykłych, ludzkich kalkulacjach, a oczekiwanie na coś, co dziecko nazwie niespodzianką, oczekiwaniem na cud. Na ile jesteś dzieckiem, na tyle jesteś młody duchem. Człowiek może być starcem już w wieku dwudziestu lat. A może mieć lat osiemdziesiąt i dzięki duchowi dziecięctwa pozostawać młodym. Bóg jest zawsze młody i ustanowiony przez Chrystusa Kościół jest zawsze młody, dlatego potrzebuje on młodych w duchu, potrzebuje w tobie dziecka, które zdolne jest uwierzyć we wszystko. Człowiek "stary", nastawiony na rachunkowość, na liczenie za i przeciw, ogranicza Bogu możliwość działania, stawia granice Jego miłości i miłosierdziu. Rachunkowość i ciągłe obliczanie, czy coś może, czy nie może się udać, czy to ma szansę, czy nie, jest cechą starości. Dziecko poszukuje księżyca i wierzy, że może go otrzymać - a przecież Pan Bóg chce ci dać więcej niż księżyc. On chce ci dać swoje królestwo, ale jeśli nie będziesz dzieckiem, to zwiążesz Mu ręce.

Dzieci to również typowi ewangeliczni gwałtownicy, o których Jezus mówi, że porywają królestwo niebieskie (por. Mt 11, 12). Kiedy dziecko chce dostać się do mieszkania, to musi się dostać: będzie tak długo biło piąstkami czy nóżkami, aż mu otworzą. Pan Jezus powiedział: "Kołaczcie, a otworzą wam" (Łk 11, 9). Gdybyśmy umieli tak bić w zamknięte przed nami drzwi, które po to są zamknięte, byśmy się do nich dobijali jak dzieci, to one musiałyby się otworzyć. Bóg potrzebuje twojej dziecięcej wiary, by mógł w tobie i przez ciebie czynić cuda, bo dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych. "Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9, 23). Wszystko jest możliwe dla tego, kto jest ewangelicznym dzieckiem.


Maryja uprzedza nas, idzie przed nami "w pielgrzymce wiary", jakby antycypując nasze kroki i jest na naszej drodze wiary blisko nas. W myśli soborowej Matka Boża została ukazana jako ta, która zajmuje w Kościele miejsce najwyższe, ale jednocześnie najbliższe nam. Można by powiedzieć, że wyrządzamy krzywdę Matce Bożej, jeżeli mówimy tylko o Jej zaszczytach i wyniesieniu, tworząc w ten sposób dystans między Nią a nami. Za dużo mówi się o Jej godnościach, a za mało o tym, że Ona jest w ramach chrystocentryzmu naszą drogą. Maryja jest naszą drogą w tym sensie, że nas wyprzedza i wskazuje drogę wiary, że to wszystko, co nas spotyka, Ona już kiedyś przeżyła. Patrząc na Jej życie, powinniśmy znajdować odpowiedzi na nasze problemy.

Jeżeli Pan Bóg przekreśla nasze plany i prowadzi nas inną drogą, niż myśmy to sobie wyobrażali, to było tak również w życiu Matki Bożej. Ona też inaczej wyobrażała sobie swoją świętość, swoją drogę i swoją misję. Ta, która zrezygnowała z macierzyństwa, została powołana do macierzyństwa niebywałego. Powołanie to przekreślało wszystkie Jej plany. Maryja, wypowiadając w momencie zwiastowania swoje - "tak", nie wiedziała w pełni, na co się zgadza. To jednak nie umniejszało wartości Jej zgody, którą Ona później swoim nieustannym - "tak" przez całe życie potwierdzała. Bóg tak kochał Maryję, że wybrał właśnie taki, bardzo twardy sposób traktowania Jej. Wiemy, że On tak traktuje swoich przyjaciół. To jest najlepszy sposób, który pozwala na kształtowanie człowieka na obraz Syna Bożego.


Chwila obecna, każda chwila przynosi miłość, jak powiedział ks. kardynał Stefan Wyszyński. Łaska jest wyrazem miłości, więc każda chwila jest związana z miłością Boga, ponieważ związana jest z Jego łaską. Wtedy nawet, kiedy bardzo grzeszysz, Chrystus jest przy tobie i kocha ciebie. Gdybyś o tym pamiętał, gdybyś uwierzył, że jesteś stale zanurzony w miłosiernej miłości Boga, który nigdy cię nie opuszcza, z pewnością nie upadłbyś.
Wszystko, co cię spotyka, związane jest z miłością kochającego cię Boga, z Jego pragnieniem twojego dobra. On jest obecny w twoim życiu niezależnie od tego, co robisz. Czas to sakrament twojego spotkania z Bogiem i Jego miłosierdziem, z Jego miłością do ciebie i pragnieniem, by wszystko mogło ci posłużyć ku dobremu, by każda twoja wina stawała się "winą szczęśliwą". Gdybyś tak patrzył na każdą przeżywaną chwilę, to rodziłaby się w tobie spontaniczna modlitwa. Byłaby to modlitwa stała, bo przecież Pan jest przy tobie stale i stale cię kocha. Każda chwila twojego życia przeniknięta jest miłością tej nieustannie cię ogarniającej Obecności.

2017-04-26


Jezus każdego dnia przebywając wśród uczniów i ludzi widział ich pragnienia i wszystko czynił z Miłości.

Gromadząc się przy naszym Panu w Triduum Paschalne nabierz
Wiary aby iść ...
Nadziei aby, czynić to w Jego imieniu
Miłości, aby dawać świadectwo...
Wtedy każdy twój dzień będzie radosną Paschą, a Ty będziesz już nowym człowiekiem.
Jezus Zmartwychwstał!  Alleluja!!!

 

Z modlitwą o wszystkich członkach Ruchu Rodzin Nazaretańskich              Ks. Andrzej Stypułkowski



Ofiara Chrystusa ma swoją skuteczność tylko u tych, którzy łączą się z męką Chrystusa
przez wiarę i miłość - ...Poprzez Eucharystię uczestniczysz ze wspólnotą wierzących w śmierci i zmartwychwstaniu Chrystusa, zanurzasz się wspólnie w to niezgłębione misterium Jego śmierci i zmartwychwstania. "Liturgia jednoczy nas wszystkich, jako bezpośredni wyraz naszej wiary, szczególnie w czasie Eucharystii. Akt wiary Kościoła nigdy nie jest równie pełny jak w owej chwili. Nigdy nie ma tak wysokiego stopnia świadomości w zjednoczeniu ze zmarłym i zmartwychwstałym Chrystusem, którego powrotu oczekuje Kościół. Nigdy tak mocno nie uczestniczymy w wierze wspólnoty jak w tej chwili, gdy modlimy się wspólnie, gdy wspólnie składamy ofiarę i wspólnie jednoczymy się z miłością Bożą, która żyje w Jezusie Chrystusie" (J. Colomb,
W Eucharystii Jezus zanurzy cię w misterium swojej śmierci, dokona
się wtedy twoja przemiana i nawrócenie - śmierć "starego" człowieka. Mocą działania sakramentu i mocą zbawczej męki Jezusa dokona się też w tobie zmartwychwstanie i odrodzenie. Zanurzenie w zmartwychwstanie Chrystusa sprawi, że zacznie rodzić się w tobie nowy człowiek, ukształtowany na Jego podobieństwo. Jeżeli wiara jest przylgnięciem do osoby Chrystusa, to przyjęcie Chrystusa i przylgnięcie do Niego znajduje pełny wyraz dopiero w Eucharystii, która jest kulminacją wiary. Podczas Eucharystii Chrystus staje się darem składanym Ojcu za nas. Na mocy powszechnego, królewskiego kapłaństwa również my jesteśmy wezwani do składania Bogu całkowitego daru z nas samych wraz z ofiarowującym się Chrystusem. Przylgnięcie do Niego oznacza wejście w komunię z Jego darem, oznacza oddawanie życia po to, by zamieniać je na służbę Kościołowi i braciom. Celem Eucharystii jest twoje nawrócenie, twoje odwrócenie się od własnej woli tak, by twoja wola zaczęła coraz bardziej znikać na rzecz służenia innym. Idziesz do Komunii św., aby się nawrócić, aby odtąd już Chrystus królował w twoim sercu, by Jego wola stawała się dla ciebie najwyższą wartością. Każda Komunia św. winna utwierdzać twoje przylgnięcie do Jego woli. W związku z tym powinieneś oczekiwać, że Jezus będzie krzyżował twoje plany. Eucharystia ma cię do tego przygotować, ma przyczyniać się do zamierania twojego egoizmu, by mógł wzrastać w tobie Chrystus. Jeżeli wiara jest oparciem się na Chrystusie i powierzeniem się Jemu, to w Eucharystii powinieneś powierzać Mu wszystkie swoje sprawy, lęki, niepokoje.
Eucharystia będzie przynosiła ci wtedy pokój, który rodzi się z wiary w odkupieńczą moc
Jezusowej ofiary, z wiary, że On odkupił cię również od lęku, niepewności i stresów, od
wszystkiego, co niszczy twoje życie duchowe bądź zdrowie psychiczne czy fizyczne. Przez
wiarę będziesz mógł przyjmować owoce Odkupienia. Jeżeli wiara jest uznaniem własnej
bezradności i grzeszności oraz oczekiwaniem wszystkiego od Boga, to Eucharystia jako par
excellence sakrament wiary domaga się od ciebie postawy bezradnego dziecka i postawy
grzesznika, który niczego tak nie pragnie jak uzdrowienia ze swojego zła. Próbuj stawać w
czasie Mszy św. jak ten trędowaty z Ewangelii i proś, by Jezus oczyścił cię z trądu egoizmu, z trądu twojej pychy, z trądu lęku o siebie, pośpiechu, niepokoju i smutku, z trądu zbytniego zabiegania o sprawy doczesne, bo to wszystko uniemożliwia wzrastanie Chrystusa w tobie.


Jeżeli zraniłeś Chrystusa, to Jego rany krwawią.Powinieneś więc przychodzić do sakramentu pokuty, aby te rany mogły się goić. Powinieneś przychodzić ze względu na Niego; nie po to, żeby się uspokoić, ale żeby wywołać Jego radość z kształtowania w tobie przez łaski sakramentu nowego, odrodzonego człowieka.

Niektórzy zarzucają sobie, że po spowiedzi nie poprawiają się. Może i ty sądzisz, że spowiedź jest po to, abyś był lepszy i jeżeli nie stajesz się lepszy, to uważasz, że twoje spowiedzi nie mają sensu; może uważasz, że jeżeli masz być lepszy i nie poprawiasz się, to lepiej, żebyś nie przychodził do spowiedzi, bo nie ma postępu. Tymczasem, kiedy tak bardzo chcesz być lepszy, kiedy tak bardzo zależy ci na postępie, to okazuje się, że chcesz nie tyle Boga, nie tyle Jego miłosierdzia, ile raczej własnej doskonałości, i to są braki twojej wiary. Idziesz do spowiedzi po to, aby później być już tak dobrym, by nie potrzebować Boga, który jest miłosierdziem. Idziesz do Boga po przebaczenie, aby potem już nigdy Jego przebaczenia nie potrzebować, byś mógł obchodzić się bez Niego, choć On ciągle chce ci przebaczać, przebaczać z radością.

Jak mało wierzymy w to Boże pragnienie nieustannego przebaczania. Ciągle wśród odchodzących od konfesjonału tak mało twarzy radosnych. - A przecież po spowiedzi świat powinien być dla ciebie inny, jaśniejszy, prześwietlony wiarą w miłosierdzie Pana.


"Jedynie cierpienie może rodzić dusze dla Jezusa". To stwierdzenie św. Teresy ukazuje, na czym polega macierzyństwo duchowe. Matka to ta, która daje życie i która to życie podtrzymuje. Człowiek boi się cierpienia, ale przecież nikt z nas nie może się od niego uwolnić, tak jak nie możemy uwolnić się od ciężaru dnia codziennego. Nasze cierpienia i trudy mogą być jednak zmarnowane. Dopiero ich akceptacja i połączenie z krzyżem Jezusa pozwoli nam wkroczyć w niezwykłą tajemnicę macierzyństwa duchowego. Macierzyństwo takie jest na mocy uczestnictwa w królewskim kapłaństwie wiernych naszym powołaniem. Mamy zdobywać i rodzić dusze dla Jezusa. Pomyśl, ile jest w twoim życiu rzeczy trudnych: może brak zdrowia, konflikt domowy, niesforne dzieci, jakiś przygniatający cię ciężar duchowy. Mogą to być nawet rzeczy drobne, ale jeżeli są przyjęte i ofiarowane, sprawiają, że uczestniczysz w macierzyństwie duchowym Kościoła, że rodzisz dusze dla Chrystusa. Nie ma nic ważniejszego nad to. Może się to dokonywać przez apostolstwo słowa i modlitwy, ale cierpienie jest środkiem najskuteczniejszym, co więcej jest najskuteczniejszą formą apostołowania, bo w nim jest najwięcej ogołocenia (środek ubogi), najmniej ciebie samego, a najwięcej Chrystusa - w nim najbardziej rozpina się krzyż.


  • Bóg oddaje się duszy w miarę, jak ona oddaje się Jemu. Jak bardzo więc Słowo musiało oddawać się Maryi, skoro Ona tak całkowicie stała się darem dla Niego. Maryja to typ duszy, którą Jezus ukochał za Jej pełne oddanie. Jezus chce, byśmy szli drogą Maryjną, ponieważ chce, byśmy realizowali się w tym typie duszy, którą On tak kocha za pełne oddanie. Jego gorącym pragnieniem jest, by znajdować dusze podobne do Niej, które poszłyby za Nim do końca, by mógł przelewać na nie nieskończone zdroje swojej miłości i swoich łask. Pragnienie znajdowania takich dusz jest Jego "głodem", który pozostaje w Nim ciągle niezaspokojony. On powołuje cię na drogę Maryjną, by ci ukazać wielkość swych pragnień wobec ciebie.

    Jeśli będziesz naśladował Maryję, jeśli będziesz stawał się coraz bardziej do Niej podobny, wówczas Jezus będzie mógł na miarę twojego oddania ukochać cię taką miłością, jaką Ją ukochał. Maryja, która ukazuje ci się jako typ duszy oddanej Bogu do końca, jest dla ciebie wezwaniem do realizowania ideału radykalizmu wiary.


    Są bowiem dwa rodzaje pokoju, tak jak są dwa rodzaje radości. Jest ludzki pokój i ludzka radość, które charakteryzują się krótkotrwałością i tymczasowością. I jest pokój Chrystusowy i Chrystusowa radość, które rodzą się w nas jako coś trwałego, opartego na wierze. - Czym jest ten ludzki pokój i ludzka radość? Jest to coś, co uzyskujemy od ludzi. Nasz ludzki pokój jest jakby wyżebrany od drugiego człowieka. Bo faktycznie, szukając takiego pokoju i radości, szukamy ochłapów i żebraniny. Ta szczypta uznania ludzkiego, ten drobiazg pochwały, komplementu czy czyjegoś jasnego spojrzenia to przecież ochłap, i my z tego chcemy budować nasz pokój...Kiedy zabraknie nam tego ludzkiego pokoju, pojawia się jego odwrotność - lęk, który jest chorobogenny, rodzi nerwicę. Lęk rodzi się z szukania ludzkiego pokoju...

    Ten drugi pokój, pokój Chrystusowy, płynie z Jego obecności. Jest Jego darem. "Pokój mój daję wam" - mówi Chrystus. To On jest naszym pokojem, danym nam przez wiarę (por. Ef 2, 14). Przyjąć przez wiarę pokój od Chrystusa, to przyjąć Jego osobę, to otworzyć na oścież drzwi naszego serca dla Niego.

    Niepokój i smutek jest zawsze zły, zawsze płynie z miłości własnej, ale pokój i radość nie zawsze płyną od Chrystusa. Nie każdy pokój jest dobry, tak jak nie każda radość jest dobra. Jeżeli cieszę się, że coś mnie się udało, to jest to ludzka, bardzo nietrwała radość, taki właśnie ochłap. Jeżeli gonimy za taką radością, za takim pokojem, to będzie to ciągle domek z kart, zdmuchiwany z byle powodu, bo nasz Pan nie godzi się, by ten ludzki pokój, pokój tego świata był czymś trwałym w naszym życiu. Prawdziwy pokój to owoc życia wewnętrznego, owoc wiary pogłębionej w wyniku prób, który uzyskujemy nie w punkcie wyjścia, ale w punkcie dojścia. Jest on nie tyle wyrazem zdobycia czegoś, co raczej rezultatem wyboru. Jeżeli w twoim życiu są bożki, krępujące cię więzy i zniewolenia, nie będzie pokoju. Kiedy między tobą a Bogiem staje ktoś czy coś, nie możesz wówczas w pełni przylgnąć do Boga w sensie wiary, nie będzie też w tobie pokoju i szkoda wynikającego stąd twojego cierpienia.


  • zyczenia
    Bóg jest Tym, Który jest i Który był i Który przychodzi (Ap,4). Przychodzi w sakramentach, szczególnie w Eucharystii, w swoim Słowie, w drugim człowieku, w wydarzeniach codziennego życia. Postawy wobec przychodzącego Boga są różne, tak jak różne były w czasie Jego ziemskiego życia. Uczeni w Piśmie i faryzeusze odpowiedzieli Mu odrzuceniem i wrogością. Tę postawę opisał św. Jan : „Przyszło (Słowo) do swojej własności, a swoi Go nie przyjęli” (J1,11). Dlaczego tak postąpili? Czego im brakowało? Postawy otwartości, przyjęcia. Pełni byli własnej mądrości, dlatego nie mogli otworzyć się na Mądrość zstępującą z góry. Wcielony Bóg spotkał też ludzi, którzy przyjęli Go z wielką wiarą i miłością. Ich przedstawicielami są : Symeon, Zacheusz, Marta, Maria a przede wszystkim Maryja, która nosiła Go najpierw pod swoim sercem, a potem szła za Nim przez całe swe życie. Św. Jan napisał o nich tak: „Wszystkim tym jednak, którzy Je przyjęli, dało moc, aby się stali dziećmi Bożymi” (J1.12).

Przyjęcie przychodzącego Boga, czyli wiara w Niego, jest warunkiem Zbawienia. Wszystkim członkom Ruchu Rodzin Nazaretańskich, sympatykom i wszystkim ludziom dobrej woli życzę Otwarcia się na dar – który przychodzi przez Maryję.

Moderator RR

Andrzej Stypułkowski


zdjecie-0022

Ponieważ wszyscy jesteśmy przeznaczeni na to, "byśmy się stali na wzór obrazu Jego Syna" (Rz 8, 29), dlatego jedynie Chrystus może być naszym prawdziwym osobowym ideałem. W miarę więc, jak obraz twojego "ja" idealnego zbliża się do obrazu Chrystusa, ty zbliżasz się do prawdy, Chrystus sam staje się twoją drogą i prawdą. On sam też udziela mocy twojej woli, byś mógł na wzór "ja" idealnego kształtować swoje "ja" faktyczne

miłość chrześcijańska jest miłością Chrystusa w nas. On jest naszą Drogą, Prawdą i Życiem. Jest tym, który myśli, modli się, żyje w nas i kocha w nas swoją miłością. Od stopnia wiary, pozwalającej ci uczestniczyć w życiu Boga, zależy stopień twojej miłości. Naśladowanie Chrystusa jest nie tyle zewnętrznym wzorowaniem się na Jego czynach, ile przylgnięciem do Niego przez wiarę, tak by Jego wola stawała się naszą wolą, a Jego życie w nas mogło nieustannie wyrażać się w sposobie naszego życia. Powierzyć się Chrystusowi przez wiarę to przyjmować zstępującą na nas Jego miłość, to pozwolić, żeby On nas kochał, pozwolić, by w nas i przez nas mógł kochać innych swoją miłością. Wiara pozwala przylgnąć do Chrystusa, powierzyć i oddać się Jemu tak, że staje się ona wtedy jakby jedno z ufnością i miłością.
Chrystus zstępujący do twojego serca chce kochać, chce udzielać się innym i pragnąć ich dobra, chce kochać coraz więcej i pragnąć jak największego dobra dla innych, co w świetle wiary oznacza pragnąć ich świętości. Jeżeli kochasz kogoś, troszcząc się jedynie o jego sprawy materialne, doczesne, to musisz uświadomić sobie, że właściwie zabrakło ci autentycznej miłości. Nie wystarczy troska o sprawy życia doczesnego, o wykształcenie, zdrowie, byt materialny. Kochać w pełni możesz tylko wtedy, kiedy sam zapragniesz świętości i kiedy zapragniesz zaszczepiać to pragnienie innym.


roratka

Bóg stawiając człowieka w sytuacjach trudnych, prowokuje go do aktu wiary. Sytuacje takie poprzez uświadomienie nam naszej niemocy mogą pogłębiać naszą tęsknotę za Bogiem. Bóg nie chce przychodzić do nas nie proszony. Miłość chce być oczekiwana, jeżeli nie jest oczekiwana, jest miłością wzgardzoną. W tym sensie wiara jest oczekiwaniem. Stopień oczekiwania na Pana jest świadectwem wiary w Jego moc i Jego miłość. Nigdy nie dość naszego oczekiwania na Boga. Oczekiwanie na Tego, który chce do ciebie przyjść i chce być przez ciebie przyjęty, powinno stale wzrastać. Dokonuje się to dzięki podejmowanym przez ciebie próbom oczekiwania, ale przede wszystkim dzięki Jego łasce, która sprawia, że twoja tęsknota za Nim może wzrastać i pogłębiać się. Pan Bóg ma swoje sposoby, by ożywić twoje oczekiwanie na Jego przyjście i na Jego dalsze łaski.


plakat_serce_pana_jezusa_0156

Jeżeli przez wiarę otwierasz się na Chrystusa, On staje się twoją "drogą i prawdą, i życiem" (J 14, 6). On sam zaczyna wtedy ukazywać ci twoje "ja" idealne i jednocześnie je urzeczywistniać. On sam będzie dokonywał twojej samorealizacji.

W człowieku wierzącym obraz "ja" idealnego będzie doskonalił się wraz z rozwojem życia wewnętrznego, z rozwojem identyfikacji z Chrystusem. Poznawanie Chrystusa i przylgnięcie do Niego rodzi bowiem w nas pragnienie utożsamienia się z Nim. Chrystus staje się wtedy naszym osobowym ideałem, naszym "ja" idealnym. Wzrastanie w wierze i łasce powoduje uwyraźnianie się twojego "ja" idealnego, ponieważ wtedy Chrystus udziela ci coraz więcej nadprzyrodzonego światła i coraz pełniej ci się objawia.

Ponieważ wszyscy jesteśmy przeznaczeni na to, "byśmy się stali na wzór obrazu Jego Syna" (Rz 8, 29), dlatego jedynie Chrystus może być naszym prawdziwym osobowym ideałem. W miarę więc, jak obraz twojego "ja" idealnego zbliża się do obrazu Chrystusa, ty zbliżasz się do prawdy, Chrystus sam staje się twoją drogą i prawdą. On sam też udziela mocy twojej woli, byś mógł na wzór "ja" idealnego kształtować swoje "ja" faktyczne.


dscf3128

W myśl słów Ojca Świętego Maryja jest pamięcią Kościoła. W Jej życiu było zwiastowanie, ofiarowanie Syna w świątyni i odnalezienie dwunastoletniego Jezusa. Jeśli Ewangelia mówi, że Ona wszystko to rozważała i zachowywała w swoim sercu, to znaczy, że Ona modliła się tymi wydarzeniami. To tak jakby odmawiała swój różaniec, bez przesuwania paciorków, powracając wciąż pamięcią do tego wszystkiego, co było ważne w życiu Jej Syna i Jej własnym. Maryja nie mogła przecież zapomnieć choćby tego pierwszego z najważniejszych wydarzeń w Jej życiu, jakim było zwiastowanie anielskie. Ona żyła i wydarzeniami radosnymi, i tymi, które wiązały się z męką i zmartwychwstaniem Jej Syna. To była Jej modlitwa.

Jeżeli modlisz się na różańcu, to modlisz się Jej modlitwą. Jesteś jakby obrazem Matki Bożej. Naśladujesz Ją w tym zachowywaniu i rozważaniu tajemnic Syna i Matki. Ona jest pamięcią Kościoła, pamięcią każdego z nas o tamtych wydarzeniach. Każde z tych wydarzeń ma być dla nas czymś żywym. Rozważając je, nawiązujesz kontakt z tymi tajemnicami i one stają się dla ciebie kanałem łaski. Umiłować różaniec to umiłować Ewangelię, to umiłować również Maryję i wszystkie te sprawy, które Ona zachowywała i rozważała w swoim sercu, które były treścią Jej życia.


DSCF3811

Wiara pozwala nam dostrzegać wszędzie ślady działania Boga, rozumieć, że jest On obecny w nas, w naszym życiu duchowym, psychicznym, fizycznym. Jeśli będziesz umiał widzieć wszędzie Boga, twoja modlitwa stanie się modlitwą wiary, będzie modlitwą nie tylko słów, ale również modlitwą spojrzenia, podziwiania świata, modlitwą wdzięczności za wszystko, czym Bóg cię obdarza.
Dzięki wierze odkrywamy, że to tylko pozornie protagonistami historii świata są ludzie, że w istocie sam Bóg jest głównym jej protagonistą. Obecność Boga w historii dotyczy zarówno wydarzeń z dziedziny polityki, spraw społecznych, gospodarczych, jak też naszych spraw rodzinnych czy zawodowych. On obecny jest wszędzie i od Niego wszystko zależy. W Jego ręku złożone są zarówno losy każdego z nas, jak też losy narodów i świata. To wszystko poznajemy dzięki wierze, która rodzi w nas wewnętrzny pokój, pokój płynący z wiary, ze świadomości, że Ten, który jest nieskończoną mocą i nieskończoną miłością, trzyma wszystko w swoich pełnych miłosierdzia dłoniach, że prowadzi wszystko ze swoją nieskończoną mądrością i miłością do celu. Wiara daje nam poczucie bezpieczeństwa, pokój i przeświadczenie, że stale jesteśmy ogarnięci miłością Boga. Wiara to inne widzenie świata, inne widzenie zwłaszcza tego, co trudne. Wiara umożliwia nam poznawanie Boga w zjawiskach przyrody, w której wciąż możemy odkrywać ślady Jego działania, ślady Jego troski o nas i o otaczający nas świat.


BC

Nikt nie jest samotną wyspą. Jako Mistyczne Ciało Chrystusa stanowimy swoisty system naczyń połączonych. Każde twoje dobro, jak i każde zło ma wymiar społeczny, wywołuje swoiste nadprzyrodzone ciśnienie oddolne dobra lub zła na innych. Modlitwa widziana w świetle wiary sytuuje się w ramach systemu naczyń połączonych. Jako taka nigdy nie jest modlitwą samotną. Jako członek mistycznego organizmu Kościoła przez swoją modlitwę wiary ubogacasz go lub zubożasz. Stanowi to o eklezjalnym wymiarze modlitwy i określa twoją odpowiedzialność za Kościół, za innych. Nie chodzi tu o zwykłe klepanie pacierzy, ale o modlitwę autentyczną, która jako forma realizowania się wiary dosięga samego Boga. Modlitwa, aby oddziaływać na innych, nie musi mieć charakteru wyraźnie, imiennie wstawienniczego. Wystarczy, że wzrasta w tobie wiara, nadzieja i miłość - a tym samym wzmaga się w tobie życie modlitwy - by Kościół, by inni, by całe Ciało Mistyczne Jezusa mogło odczuć jej dobroczynny, zbawienny wpływ.

W ramach tak rozumianego Mistycznego Ciała Chrystusa występują różne w swej bliskości i głębi wzajemne powiązania. Fizykalny obraz naczyń połączonych może nam przybliżyć tajemnicę wzajemnych powiązań w ramach Mistycznego Ciała Chrystusa. Systemem naczyń połączonych jest na przykład rodzina jako Kościół domowy. Zwykle Bóg, chcąc oddziaływać na określoną grupę osób, posługuje się w sposób szczególny jedną z nich, aby przez nią obdarzać łaskami innych. Załóżmy, że w określonym systemie naczyń połączonych, jakim jest np. czteroosobowa rodzina, trzy osoby są zamknięte na życie łaski. Są one jak szczelnie zakorkowane probówki. Jeżeli zaś jedna próbuje nawracać się ku Bogu, staje się wtedy dla tych najbliższych sobie osób kanałem łaski. Ma ona dwie możliwości oddziaływania. Może próbować usunąć odgórnie zawory, tak jak usuwa się korek za pomocą korkociągu. Jeżeli jednak ten zawór stanowi żywą tkankę ludzkiej osobowości, to takie jego odgórne wyrywanie będzie zawsze połączone z cierpieniem, z bolesnym i w jakiejś mierze niszczącym ranieniem oraz ograniczającym wolność przymusem. Pan Bóg nie chce tego, On kocha w człowieku realizowaną w wolności decyzję wyboru zmierzającą ku pełniejszej wierze i miłości. Posługując się dalej obrazem systemu naczyń połączonych - Pan Bóg woli, aby te korki były wyważane oddolnie, przez swoisty wzrost ciśnienia łaski w twojej probówce. Zanim będziesz nawracał innych, staraj się przede wszystkim nawrócić samego siebie. Ważny jest stopień twojej wiary, twojego przylgnięcia do Chrystusa. "Nie jest ważne, co robisz - powiedział Jan Paweł II - ważne jest, kim jesteś". Im więcej będzie dobra w tobie, im bardziej będziesz wierny łasce, tym twoje oddziaływanie na innych będzie skuteczniejsze.


gołąb

Bierzmowanie pozostanie dla ciebie sakramentem nie odkrytym, jeśli nie odkryjesz Ducha Świętego, jeśli nie poznasz, że to On wciąż oczyszcza cię i odnawia, że kształtuje w tobie postawę synowską wobec Boga Ojca i modli się w tobie słowami dziecka: "Abba - Ojcze". Jeśli to odkryjesz, On będzie obdarzał cię Chrystusowym pokojem, jakiego świat dać nie może. Nade wszystko zaś skieruje twoje serce ku ubogim, abyś spieszył im z pomocą nie tylko materialną, ale również duchową, przez głoszenie im Dobrej Nowiny o zbawieniu i miłości Boga, której ty sam będziesz doświadczał coraz bardziej...
... Ducha Świętego nie zobaczysz oczyma ciała, ale On jest. Tylko przez wiarę możesz dostrzec i przyjąć Jego zbawcze działanie, a jeżeli nie masz wiary, jeżeli nie starasz się Go słuchać, czy wręcz zagłuszasz i tłumisz Jego zwykle cichy głos, wtedy "zasmucasz Bożego Ducha" (Ef 4, 30). Taka twoja postawa jest przyczyną Jego udręki, Jego wyniszczania się w kontakcie z tobą. On, który jest skierowanym do ciebie Duchem Jezusa, Miłością Ojca i Syna, wciąż przypomina słowa Jezusa, przemawiając niekiedy z siłą huraganu, ale najczęściej z łagodnością szemrzącego wiatru. Tak łatwo zagłuszyć Jego głos i zmarnować ten niezwykły, udzielony ci w sakramencie bierzmowania dar.

Wiara, która jest niezbędnym warunkiem działania Ducha Świętego w duszy bierzmowanego, jest autentycznym spotkaniem dwóch osób. Duch Święty pragnie to spotkanie nieustannie pogłębiać, a tym samym prowadzić duszę ku coraz większemu zjednoczeniu z Chrystusem, ku kontemplacji i świętości - w służbie umiłowanemu Kościołowi.

linia

 

DSCF3004

Chrzest na skutek małej wiary pozostaje ciągle sakramentem nie odkrytym przez chrześcijan. Potrzebna jest głęboka wiara, aby zrozumieć słowa św. Pawła: "Umarliście bowiem i wasze życie jest ukryte z Chrystusem w Bogu" (Kol 3, 3). Pawłowe wyrażenie "umarliście" zawiera tę samą treść, jaką wypowiada Apostoł w Liście do Rzymian, gdy pisze o znaczeniu wprowadzającego nas w życie Chrystusa sakramentu chrztu: "Czyż nie wiadomo wam, że my wszyscy, którzyśmy otrzymali chrzest zanurzający w Chrystusa Jezusa, zostaliśmy zanurzeni w Jego śmierć?" (Rz 6, 3). To na mocy Jego śmierci przez chrzest wkraczamy w nowe życie. Ten pierwszy sakrament Kościoła jest zapoczątkowaniem naszego "ukrycia z Chrystusem w Bogu". Chrzest jest źródłem wiary. On zapoczątkowuje w nas życie nadprzyrodzone, które jest życiem wiary, nadziei i miłości.

Odtąd jesteśmy z Chrystusem pogrzebani dla grzechu, dla zła moralnego, dla tego wszystkiego, co nie jest Chrystusowe. Jest to śmierć autentyczna, musi bowiem obumrzeć w nas wszelkie przywiązanie do świata, do jakichkolwiek wartości poza Bogiem, abyśmy mogli przejść do nowego życia, zapoczątkowanego przez zmartwychwstanie Chrystusa.

W każdym systemie religijnym występuje zjawisko podwójnych narodzin. Człowiek rodzi się nie tylko w sensie fizycznym, ale rodzi się też w sensie duchowym. Narodziny w sensie duchowym to pewnego rodzaju inicjacja...
...W chrześcijaństwie inicjacja - rozumiana jako narodziny do życia nadprzyrodzonego - dokonuje się poprzez trzy sakramenty: chrzest, bierzmowanie i Eucharystię. Symbolika i znaki sakramentalne odwołują się przy tych sakramentach do wiary, a nie do wyobraźni. Odwoływanie się do wyobraźni byłoby zresztą w wypadku sakramentów bezcelowe, ponieważ to, co znaki sakramentalne oznaczają, przerasta wszelką ludzką myśl i wszelką wyobraźnię.

Przez chrzest w naturę ludzką zostaje wszczepiony jakby nowy, nadprzyrodzony organizm. W dotychczasowe życie wszczepione zostaje życie nowe.

Obraz1

 

DS kopia

Pogłębiająca się dzięki wierze miłość Chrystusa rodzi pragnienie świadczenia o Nim. Również twoje powołanie do świętości i twoja miłość do Kościoła wiążą się ściśle z powołaniem do działalności apostolskiej. Przypominając o zobowiązaniu chrześcijan do dawania świadectwa Chrystusowi, Jan Paweł II mówi: "Tylko głęboka miłość do Kościoła może podtrzymać gorliwość w dawaniu świadectwa. Wierność wobec Chrystusa nie może być oddzielona od wierności wobec Kościoła".

Chrześcijanie, "wszczepieni przez chrzest w Ciało Mistyczne Chrystusa - podkreśla Sobór - i utwierdzeni mocą Ducha Świętego przez bierzmowanie, są przeznaczeni przez samego Pana do apostolstwa.  Apostolstwo sprawuje się w wierze, nadziei i miłości, które rozlewa Duch Święty w sercach wszystkich członków Kościoła. Co więcej, przykazanie miłości, które jest największym poleceniem Pana, przynagla wszystkich wiernych do zabiegania o chwałę Boga i o życie wieczne dla wszystkich ludzi" (DA 3). Wszystko więc, co robisz, powinno służyć budowaniu i szerzeniu Bożego królestwa.

Otrzymałeś skarb i niezwykły dar, którego nie możesz zatrzymywać jedynie dla siebie. Byłoby to zakopaniem skarbu. Ty masz ten bezcenny skarb przekazywać innym, masz się nim dzielić. Masz świadczyć o tym, czym zostałeś obdarowany, co odkryłeś, co kochasz i czego dokonał w tobie Duch Święty. Im bardziej będziesz uległy Duchowi Świętemu, tym bardziej On odtworzy w tobie obraz Chrystusa i pogłębiając w twoim sercu miłość do Kościoła sprawi, że będziesz wierny swojemu powołaniu do apostolstwa.

linia

 

IMG_0260 — kopia1

Miłość jest darem i największym przymiotem Boga.

ON z miłości dał nam Swego Syna.

ON dla każdego z nas codziennie umiera i zmartwychwstaje na Stole Eucharystycznym.

Niech te Święta Zmartwychwstanie Pańskiego nie będą dla nas tylko pamiątką wydarzeń sprzed ponad dwóch tysięcy lat.

Niech JEGO ZMARTWYCHWSTANIE codziennie odnawia nasze życie, wlewa w nas miłość, pokój, otwartość serca na drugiego człowieka, w którym też mieszka Chrystus.

Niech Krew która wypłynęła z boku Jezusowego obdarza nas miłosierdziem i uzdalnia nas do dzielenia się tymi darami .

Alleluja Jezus żyje !

WIELKANOC 2016    ks. Andrzej Stypułkowski

Obraz1

 

IMG_4255

Ręce kapłana – przedłużenie Twoich rąk Chryste.

To TY karmisz nas Chlebem Eucharystycznym – dajesz nam Swoje życie.

Dziękujemy Ci za każde kapłańskie ręce,

za każde kapłańskie serce pełne Twojego Miłosierdzia,

za każde spojrzenie pełne Twojej dobroci,

za każdy czas ofiarowany mam, grzesznikom ku naszemu nawróceniu.

RRN diecezji łomżyńskiej

Obraz1

 

w

Wiara pozwoli ci zobaczyć, że twoje ręce i usta, które przyjmują Jezusa, są zawsze brudne - zawsze, również wtedy, gdy jesteś w stanie łaski uświęcającej, bo grzesznikiem jesteś zawsze, a ręce i usta grzesznika pozostają zawsze niegodne, i w tym sensie brudne. Przecież przyjmujesz Jezusa ustami, które potrafią zabijać słowem, przecież twoje słowa nieraz zamiast błogosławić ranią, są źródłem zła i nieszczęścia. I oto te grzeszne usta stykają się z najwyższą świętością Boga. Poznasz wtedy tajemnicę tego, co teologia określa słowem kenoza (od greckiego kenosis - wyniszczanie się). Eucharystia jest kenozą, czyli wyniszczaniem się Boga-Człowieka, ponieważ Jego największa świętość styka się z twoją grzesznością i twoją niegodnością. To jednak nie znaczy, że masz unikać Eucharystii, przecież będziesz tym bardziej godny, im będziesz częściej do Niej przystępował. Jezus z miłością czeka na ciebie, On chce przychodzić, aby ciebie przemieniać, by cię uświęcać, byś stawał się coraz bardziej godnym Jego przyjścia...  Wszyscy jesteśmy grzesznikami i wszyscy jesteśmy niegodni, aby przyjmować Jezusa. Pomyśl, twoje usta są brudne, ale ty powinieneś oczekiwać, że Eucharystia będzie ten brud, ten trąd grzechu, trąd egoizmu usuwała z twoich ust, z twojego serca i twojej duszy. Jezus tak bardzo tego pragnie, że chce, by dokonywało się to nawet za cenę Jego tak wielkiego wyniszczenia, za cenę Jego kenozy. To w świetle wiary zobaczysz, w jak wielkim stopniu Eucharystia jest wyniszczaniem się Chrystusa. On ogołaca się i wyniszcza już przez sam fakt, że ukrywa swój majestat i swoje człowieczeństwo pod postacią kawałka materii - chleba i wina. Ogołaca się z należnej Mu czci i hołdu. A kiedy do Niego przychodzisz z grzeszną dłonią, z grzesznymi ustami i grzesznym sercem, to jest dalszą dla Niego kenozą. Święty Ludwik Maria Grignon de Montfort radzi, aby zapraszać do naszego uczestnictwa w Eucharystii Maryję. Obecność Niepokalanej przy nas, zwłaszcza w czasie Eucharystii, jest dla nas jakąś wielką tajemnicą, jest jakimś rozwiązaniem problemu kenozy Chrystusa...   Kiedy prosisz, aby Ona stanęła między tobą a Chrystusem, stajesz się bliższy Chrystusowi, bo ty prosisz Ją, aby Ona, stając między tobą a Chrystusem, zaoszczędziła Mu Jego kenozy, Jego wyniszczania się. Tylko Jej dłonie nie są brudne i nigdy nie były brudne; były i są zawsze niepokalane - jedyne ludzkie ręce i jedyne ludzkie usta, które są czyste i niepokalane, które są godne piastowania Ciała Pańskiego. Kiedy starając się zaoszczędzić Chrystusowi Jego wyniszczania się, prosisz Maryję, aby Ona przyjmowała Go za ciebie, to oddajesz przez to hołd kenozie Boga-Człowieka. Jest to łączenie postawy pokory, postawy uznania, że jesteś grzesznikiem, z wiarą w Jego szaloną miłość ku tobie, która kosztem niepojętego dla ciebie wyniszczania się pragnie cię obdarzać owocami Odkupienia.

Obraz1
DSCF2798

Każdy moment naszego życia jest przeniknięty Obecnością, która kocha i obdarza. Żyć wiarą to umieć dostrzec tę miłującą nas i ciągle obdarzającą Obecność. Dzięki wierze Chrystus staje się stopniowo światłem, które prześwietla całe życie człowieka, prześwietla świat. Staje się On żywą, czynną Obecnością w życiu swoich uczniów. Każda chwila życia przynosi nam Jego obecność. Czas to Obecność pisana dużą literą - obecność Chrystusa w naszym życiu, osobowa obecność Boga, objawiającego się jako Ten, który czegoś od nas oczekuje. Bóg objawia się nam poprzez swoją wolę. A co jest Jego wolą? - Zawsze nasze dobro, bo Bóg jest Miłością. Każda chwila twojego życia to moment spotkania z tą miłującą cię Obecnością. Ktoś powiedział, że czas to sakrament spotkania człowieka z Bogiem. W tym znaczeniu każda chwila jest ewangelicznym talentem, ponieważ jest Obecnością, która do czegoś wzywa. Pan Bóg z każdą chwilą, czy to będzie chwila łatwa, czy trudna, wiąże łaskę. Święty Paweł mówi, że my w Bogu żyjemy, poruszamy się, jesteśmy (por. Dz 17, 28). Od Niego więc otrzymujemy dar istnienia, ale i dar oddychania, pożywienia, przyjaźni, dar każdego momentu życia.
Stwierdzenie św. Teresy od Dzieciątka Jezus, że wszystko jest łaską (por. Żółty zeszyt, 36), oznacza, że wszystko, cokolwiek dzieje się w twoim życiu, jest związane z jakąś formą łaski. Bóg przychodzi do ciebie w formie daru, w formie łaski, w formie wezwania - w tym znaczeniu wszystko jest łaską. Bóg chce, by wszystko stawało się dla ciebie "kapitałem" dobra. On nawet ze zła usiłuje wyciągnąć dobro. Zło nie może być łaską, ale Bóg w swojej wszechmocy i nieskończonym miłosierdziu może wyciągnąć dobro również z niego. Skutki zła mogą zaowocować w formie wielkiej szansy nawrócenia. Tak więc "wszystko jest łaską" i wszystko jest talentem, ponieważ ciągle i wszędzie Pan stawia przed tobą szansę. Niezwykle ważne jest, byś uwierzył w tę stałą i manifestującą się w różny sposób Obecność.

Obraz1
zma

Dynamizm wiary i nasza walka z pokusami niepokoju, pośpiechu, stresu wyrażają się życiem chwilą obecną i uświęcaniem tej chwili jako chwili łaski. "Oddaj się cały w ręce Miłosiernej Opatrzności, to jest Niepokalanej, i bądź spokojny" - pisze do jednego z braci św. Maksymilian (K. Strzelecka, Maksymilian Maria Kolbe). Żyj tak, jakby to był dzień ostatni. Jutro niepewne, wczoraj nie do ciebie należy, dziś tylko jest twoje. Pan Bóg nie chce, żebyś oglądał się wstecz, ponieważ wtedy najczęściej ulegasz tym pokusom. "Ktokolwiek przykłada rękę do pługa, a wstecz się ogląda, nie nadaje się do królestwa Bożego" (Łk 9, 62). Bóg nie chce, byś martwił się o przyszłość. W Kazaniu na Górze Jezus wyraźnie mówi: "Dosyć ma dzień swojej biedy" (Mt 6, 34). Jeżeli odwracasz się ku przeszłości czy ku przyszłości, nie żyjesz chwilą obecną, tracisz łaski chwili, jakich On ci wtedy pragnie udzielać.

Nękające cię niepokoje dotyczące przeszłości czy przyszłości to też próba wiary. Bóg oczekuje, że wszystko to złożysz w Jego ręce, byś tym bardziej mógł oddać się Jemu i Jemu całkowicie zawierzyć.

linia
2 — kopia

Ty jesteś Moim umiłowanym.
Z miłości do ciebie przychodzę na świat.
Zstępuję do łona Maryi czyniąc Ją pierwszym tabernakulum.
Tak pragnę byś ty był moim tabernakulum.
Przychodzę nagi i bezbronny jak ty jesteś bezbronny wobec zła beze Mnie.
Przychodzę na ziemi skalistej i pustynnej.
Przychodzę w twoje skaliste serce by uczynić je oazą miłości.
Pragnę przemieniać twoje serce.
Pragnę, byś zanurzony we Mnie czerpał ze Mnie moc i życie.
Całej wspólnocie Ruchu Rodzin Nazaretańskich i wszystkim ludziom dobrej woli życzy
Moderator ks.Andrzej Stypułkowski

linia
DSCF2535

T

Istnieją jakby dwa typy religijności: jeden z nich można by nazwać "egocentrycznym", a drugi - "teocentrycznym". W pierwszym wypadku człowiek koncentruje swoją uwagę na sobie. Nie bierze pod uwagę Boga, a jedynie własną sytuację. Do spowiedzi idzie z tą myślą, żeby się oczyścić, bo jest mu ciężko ze swym grzechem, i żeby być w porządku przed Bogiem. Dla takiego człowieka spowiedź może stać się swoistą "aspiryną" na ból sumienia, pigułką, która ma go uspokoić i przywrócić mu dobre samopoczucie. Jest tu więc ciągłe skoncentrowanie na sobie. Taki człowiek, gdy uzyskuje rozgrzeszenie, odchodzi od konfesjonału może niezupełnie smutny, ale i nie radosny, bo wciąż jeszcze skoncentrowany na złu, które dopiero co zrzucił.

Nasza spowiedź winna być spowiedzią na miarę Piotra, który uwierzył w miłosierdzie Chrystusa i skoncentrował się nie tyle na swoim grzechu, ile na przebaczeniu. Człowiek o religijności "teocentrycznej" nie tyle patrzy na własne grzechy, co raczej grzech bierze za punkt wyjścia, by przez wiarę odkryć miłosierdzie Boga. Przystępując do konfesjonału, myśli on przede wszystkim o tym, że zranił Chrystusa i chce odnowić zranioną przez siebie przyjaźń. Chce przez skruchę i żal pozwolić Jezusowi na przebaczenie i przez to przynieść Mu radość. Ukrzyżowaliście Chrystusa - powie święty Proboszcz z Ars - ale kiedy idziecie się spowiadać, idziecie uwolnić Pana naszego z krzyża.

Jeżeli zraniłeś Chrystusa, to Jego rany krwawią. Powinieneś więc przychodzić do sakramentu pokuty, aby te rany mogły się goić. Powinieneś przychodzić ze względu na Niego; nie po to, żeby się uspokoić, ale żeby wywołać Jego radość z kształtowania w tobie przez łaski sakramentu nowego, odrodzonego człowieka.

W Ewangelii wszystkie "spowiedzi" kończą się ucztą: Pan przychodzi w gościnę do Zacheusza i celnik Mateusz, przyszły ewangelista, zaprasza na ucztę Chrystusa, prosząc na nią jednocześnie innych celników i grzeszników, by wszyscy radowali się, że on otrzymał przebaczenie. Ucztę przygotował również ojciec syna marnotrawnego (zob. L. Evely, Le chemin de joie, 112). Ewangelia stale łączy przebaczenie z elementem radości.

linia
DSCF2257

Pogłębiająca się dzięki wierze miłość Chrystusa rodzi pragnienie świadczenia o Nim. Również twoje powołanie do świętości i twoja miłość do Kościoła wiążą się ściśle z powołaniem do działalności apostolskiej. Przypominając o zobowiązaniu chrześcijan do dawania świadectwa Chrystusowi, Jan Paweł II mówi: "Tylko głęboka miłość do Kościoła może podtrzymać gorliwość w dawaniu świadectwa. Wierność wobec Chrystusa nie może być oddzielona od wierności wobec Kościoła"

linia
DSCF0178 — kopia

Pokój Chrystusa to wynik procesu wybierania Jego osoby. Ważny jest tu ten wybór zasadniczy, ta opcja fundamentalna. - Czy naprawdę Chrystus jest dla ciebie wartością najwyższą? On odkupił cię na krzyżu i zmartwychwstał, dając ci możność zdobycia prawdziwego pokoju i prawdziwej radości. Taki pokój i związana z nim trwała radość są niejako w zasięgu twojej ręki - dzięki krzyżowi i dzięki zmartwychwstaniu. Ty jednak musisz dokonać wyboru, musisz, korzystając z owoców krzyża i zmartwychwstania, wybrać Chrystusa z Jego pokojem. To ma być proces twojej akceptacji Chrystusa. Nie możesz jednak wybrać pokoju i radości, jeżeli nie wybrałeś Chrystusa, ponieważ to On sam pomaga ci w tym wyborze, zabierając ci to, co cię krępuje i zniewala. On obala twoje bożki. Gdy to zaakceptujesz, będzie to twój wybór, twoje opowiedzenie się za pokojem, radością i wolnością, będzie to wybór twojej wiary.

linia
jesus-4

W koncepcji chrześcijańskiej Bóg jest agape - miłością, która zstępuje ku człowiekowi i kocha to, co nie jest warte miłości. Jest to miłość spontaniczna, udzielająca się dlatego, że jest miłością. Agape to ogarniająca człowieka miłość bezinteresowna. Nam czasami wydaje się, że Bogu trzeba się podobać, zasłużyć na Jego miłość. A przecież On kocha ciebie dlatego, że jesteś Jego dzieckiem, nie dlatego, że jesteś wart.  Agape to miłość stwórcza, miłość, która kocha nie dlatego, że jesteś wart miłości, tylko żebyś był jej wart. Agape pragnie tworzyć w tobie dobro, coraz więcej dobra. Ktoś otrzymując specjalne łaski od Boga dziwi się, dlaczego został nimi obdarzony. A przecież miłość agape zstępuje na niegodnych, zstępuje na nas wszystkich, bo wszyscy jesteśmy niegodni i wszyscy potrzebujemy tej miłości stwórczej, stwarzającej dobro. Dramat Boga, który jest miłością, polega na tym, że On nie może rozlewać swojej miłości w pełni, że nie może zalać nią duszy ludzkiej, którą kocha, bez miary. Bóg ciągle poszukuje takich otwartych serc, na które mógłby rozlewać bez miary swoją nieskończoną miłość.

linia
MB

Duch Święty chce nas prowadzić ku przepełnionej wiarą odpowiedzi, która przejawia się w naszej miłości i służbie wobec Kościoła, odpowiedzią dawanej za wzorem Matki Najświętszej. Maryja będąc zarówno Matką Kościoła, jak i "pamięcią Kościoła", ma postawę , która jest dopiero przedmiotem naszej nadziei - całkowite oddanie się Bogu z dziecięcą ufnością i zupełne poświęcenie się na służbę Kościołowi, To właśnie Matka Najświętsza jest Tą, która uczy nas zachowywać  żywą i dynamiczną wiarę poprzez przylgnięcie na co dzień do Słowa Bożego.

linia
2015-04-26

Jeżeli nie będzie w tobie szaleństwa wiary i jeżeli nie będziesz ufał do końca szalonej miłości Boga ku tobie, to wciąż będziesz posuwał się na drodze wiary żółwim krokiem albo będziesz się cofał. Budując system ludzkich zabezpieczeń, nie pozwalasz na wzrost wiary. Twoja wiara pogłębi się dopiero wówczas, gdy zgodzisz się, by Pan Bóg był dla ciebie jedynym oparciem i jedynym zabezpieczeniem. On przecież ma prawo domagać się, żebyś oddał Mu wszystko, wszystko w sensie zawierzenia.
Z punktu widzenia wiary to bardzo dobrze, że nieraz oparcie usuwa ci się spod nóg, ponieważ z tym związana jest łaska. Nie możesz przecież opierać się na niczym poza Bogiem, na żadnym z Jego darów, ani na żadnym ze znaków Jego obecności.

linia
IMG_0260 — kopia

Nigdy tak mocno nie uczestniczymy w wierze wspólnoty jak w tej chwili, gdy modlimy się wspólnie, gdy wspólnie składamy ofiarę i wspólnie jednoczymy się z miłością Bożą, która żyje w Jezusie Chrystusie" (J. Colomb, Stawanie się wiary, 70).

W Eucharystii Jezus zanurzy cię w misterium swojej śmierci, dokona się wtedy twoja przemiana i nawrócenie - śmierć "starego" człowieka. Mocą działania sakramentu i mocą zbawczej męki Jezusa dokona się też w tobie zmartwychwstanie i odrodzenie. Zanurzenie w zmartwychwstanie Chrystusa sprawi, że zacznie rodzić się w tobie nowy człowiek, ukształtowany na Jego podobieństwo.

linia

 

APC_Winieta - 2015.04.03 20.09 - 001 — kopia

„Niewiasta płacze nad pustym grobem i nie wie, że ten pusty grób jest największą radością jej życia, największą radością wszystkich ludzi, którzy będą kiedykolwiek żyć na ziemi. „

W tym świętym czasie kiedy przeżywamy Tajemnice Paschalne, w czasie , w którym Chrystus daje dowód prawdzie, iż nie ma większej miłości niż ta, gdy ktoś życie swoje daje za przyjaciół swoich, pragnę życzyć głębokiej wiary, że Bóg daje to co najlepsze. Niech Pusty Grób Naszego Pana odnawia pasję bycia chrześcijaninem.

Alleluja Jezus żyje WIELKANOC 2015 ks.Andrzej Stypułkowski

linia
kp

„I dano Ci moc przedziwną, moc Boską, wręcz niepojętą
By duszę w grzechu zakutą, rozgrzeszyć, uczynić świętą!”

Dziękuję

Dziękuję Ci Panie Jezu
za każdego księdza
Tego w sutannie czarnej
I tego w habicie brązowym
Tego w sutannie czerwonej
I tego w habicie białym
Za tego grubego
I tego chudego
Dziękuję Ci Panie Jezu
Że pokazałeś jak widzieć kapłaństwo
Tam
Na górze Tabor
Apostołom
Zalęknionym i zadziwionym
Jak ksiądz – poeta
Który przed własnym kapłaństwem klękał

Boże, źródło wszelkiego dobra, dziękujemy, że Ty w swojej miłości obdarzyłeś naszych księży godnością kapłaństwa. Zapragnąłeś, by byli oni szczególnymi narzędziami w Twoim ręku. Powierzamy Ci ich , a Ty mocą Ducha Świętego prowadź, kieruj i bądź z nimi. Polecamy ich dusze i ciała, ich radości i nadzieje, wszystkie trudy. Uczyń ich szczęśliwymi kapłanami i ludźmi. Spraw, aby nieskalanym umysłem, niewinnym sercem i czystym ciałem zawsze Tobie służyli. Amen.

linia
indeks
linia

 Powszechne kapłaństwo wiernych wiąże się z powołaniem do oddania Bogu wszystkiego, z powołaniem do świętości. Twoja Msza św., sprawowana w ramach powszechnego kapłaństwa wiernych, jest wtedy dobra, gdy rzeczywiście oddajesz siebie Chrystusowi do końca, a przez Niego w pełni oddajesz się Ojcu; kiedy nie chcesz niczego dla siebie i godzisz się, by być ogołoconym tak jak Chrystus. Bóg zazdrosny o twoją miłość pragnie takiego totalnego daru. Kapłaństwo wiernych ma prowadzić cię ku twojemu jeszcze większemu wszczepieniu w Chrystusa. Masz być jak Chrystus całkowitym darem dla Ojca, nie zatrzymującym niczego dla siebie, bo tylko wtedy On będzie mógł w pełni oddać się tobie i napełnić cię sobą

WP

Stałym i podstawowym wymiarem wiary jest nawrócenie. To ono sprawia, że nasza wiara nie jest czymś statycznym, że może podlegać nieustannemu procesowi pogłębiania się. Nawrócenie jako wymiar wiary jest nie tyle jednorazowym aktem, ile procesem. Oznacza ono zmianę sposobu myślenia oraz wyrażającą się na zewnątrz przemianę postawy. W procesie nawrócenia następuje odwrócenie się od zła oraz zwrócenie się ku Bogu. Odwrócenie się od zła oznacza nie tylko odwrócenie się od samych grzechów, ale również od ich źródła, jakim jest nieuporządkowana miłość własna.

Gdy Jezus stawiał swoim Apostołom zarzuty, to prawie zawsze dotyczyły one braku wiary. Jezus często zarzucał im, że nie wierzą bądź że za mało wierzą. Można w tym dostrzec swoisty ewangeliczny paradoks - oto tym, którzy poszli za Jezusem, którzy uwierzyli w Niego, Jezus zarzuca właśnie brak wiary i czyni to wielokrotnie. Celem tego kwestionowania wiary Apostołów było ich nawracanie się. Musisz zakwestionować swoją wiarę, musisz dojść do przekonania, że ona powinna nieustannie wzrastać, że jej obecny kształt już wkrótce nie będzie wystarczał, zgodnie z zasadą, iż to, co osiągnąłeś dziś, nie wystarczy jutro.

linia

 

2015-01-26

Każdy moment naszego życia jest przeniknięty Obecnością, która kocha i obdarza. Żyć wiarą to umieć dostrzec tę miłującą nas i ciągle obdarzającą Obecność. Dzięki wierze Chrystus staje się stopniowo światłem, które prześwietla całe życie człowieka, prześwietla świat. Staje się On żywą, czynną Obecnością w życiu swoich uczniów. Każda chwila życia przynosi nam Jego obecność. Czas to Obecność pisana dużą literą - obecność Chrystusa w naszym życiu, osobowa obecność Boga, objawiającego się jako Ten, który czegoś od nas oczekuje. Bóg objawia się nam poprzez swoją wolę. A co jest Jego wolą? - Zawsze nasze dobro, bo Bóg jest Miłością. Każda chwila twojego życia to moment spotkania z tą miłującą cię Obecnością. Ktoś powiedział, że czas to sakrament spotkania człowieka z Bogiem. W tym znaczeniu każda chwila jest ewangelicznym talentem, ponieważ jest Obecnością, która do czegoś wzywa. Pan Bóg z każdą chwilą, czy to będzie chwila łatwa, czy trudna, wiąże łaskę. Święty Paweł mówi, że my w Bogu żyjemy, poruszamy się, jesteśmy (por. Dz 17, 28). Od Niego więc otrzymujemy dar istnienia, ale i dar oddychania, pożywienia, przyjaźni, dar każdego momentu życia.

linia
2

Istotnym zbawczym skutkiem chrztu świętego jest wcielenie ochrzczonego w społeczność Kościoła. Rodząca się z chrztu wiara powoduje wyjście z izolacji własnego "ja" i wejście w komunię z Jezusem, a także z tymi, którzy są cząstką Jego Mistycznego Ciała. Miejscem twojej wiary staje się Kościół. Twoja wiara jest cząstką wiary Kościoła, poza którym nie miałaby szans rozwoju.

 Twojej osobistej wiary, której źródłem jest chrzest, nie możesz budować i pogłębiać jedynie poprzez prywatny dialog z Jezusem, bo wiara ma wymiar komunii i również w tym wymiarze ma ona rodzić się i rozwijać.

linia
01

«Niech cię Pan błogosławi i strzeże. Niech Pan rozpromieni oblicze Swe nad tobą, niech cię obdarzy Swą łaską. Niech zwróci ku tobie Swoje oblicze i niech cię obdarzy pokojem»

linia

„W owym czasie wyszło rozporządzenie Cezara Augusta…. Udał się także Józef z Maryją … do miasta Dawidowego Betlejem…..kiedy tam przebywali nadszedł dla Maryji czas rozwiązania… i porodziła swego pierworodnego Syna….”( Łk 2,1-20).

BN2014 — kopia

Tak właśnie Chrystus chciał się narodzić. Wybrał sobie taki czas, takie miejsce, takich ludzi, taką wioskę, dlatego, że Jemu nie zależy na tym by być odrzuconym. On po prostu chciał przyjść na ten świat jak najciszej i jak najpokorniej, jak się dało więc wykorzystał wszystkie możliwe warunki, żeby się po prostu zjawić. Nasz błąd polega na tym, że ciągle czekamy, aż wydarzy się coś nadzwyczajnego, będzie jakieś wielkie „łup” Pan Bóg zrobi widowisko i nas spektakularnie zaskoczy. Nie czekaj na coś nadzwyczajnego, zacznij się cieszyć prostotą. Może Pan Bóg chce po prostu przyjść dzisiaj bez żadnego wielkiego wydarzenia. Może właśnie teraz w twoim sercu do ciebie mówi, chce się do ciebie przytulić.
Całej wspólnocie Ruchu Rodzin Nazaretańskich i wszystkim ludziom dobrej woli życzy
Moderator ks.Andrzej Stypułkowski

 

linia
Eucharystia

Tak ważne jest, by wzrastała w tobie wiara w Jego miłość, wiara w Jego głód przychodzenia do ciebie w Eucharystii. Kiedy uwierzysz, jak bardzo On cię kocha i czeka na ciebie, to poznasz, że Bóg w swojej szalonej miłości ku tobie - jeżeli ty opóźniasz swoje przyjście - doświadcza tego, co psychologia nazywa udręką oczekiwania. Kiedy uwierzysz w miłość Jezusa, w to, że On czeka na ciebie, wówczas w odpowiedzi na tego rodzaju wiarę powinno pojawić się w tobie pragnienie i głód Eucharystii, dręczące pragnienie, aby On przyszedł. Udręka oczekiwania na osobę, którą się kocha, jest udręką na miarę miłości wzgardzonej. Im bardziej matka kocha dziecko, które nie przychodzi, tym większa jest jej udręka oczekiwania na spotkanie z nim. A jeżeli jest to nieskończona miłość Boga, jakiej nie potrafisz sobie nawet wyobrazić, to - gdy nie przychodzisz - jak wielka musi być Jego udręka oczekiwania na ciebie? Wiara w Jego pragnienie spotkania z tobą będzie chroniła cię przed rutyną, która jest jednym z największych zagrożeń wiary. Kiedy w pełni uwierzysz w nieskończoną miłość Jezusa, gdy odkryjesz Jego udrękę oczekiwania na ciebie przy Stole Eucharystycznym, wtedy już nie będziesz mógł żyć bez Eucharystii. Będzie wtedy w tobie Jej głód, gorące pragnienie spotkania z Panem, a przy głodzie Eucharystii nie ma już miejsca na rutynę. 

 

 

linia
IMG_0162(1)

Nie ważne jest, co robisz - powie Jan Paweł II - ważne jest, kim jesteś. Ważne jest, czy jesteś jak Papież, człowiekiem wiary i modlitwy. Chrześcijanin, jako uczeń Chrystusa, kiedy przestaje być człowiekiem modlitwy, staje się nieprzydatny dla świata, staje się solą zwietrzałą, godną podeptania przez ludzi (por. Mt 5, 13).
Problem modlitwy jest w naszym chrześcijańskim powołaniu problemem zasadniczym. Modląc się, nie tylko sami składamy hołd Chrystusowi, ale wielbimy Go w imieniu świata, który albo nie potrafi, albo nie może, albo nie chce się modlić. Jedno jest pewne: jeśli nie będziemy się modlić, nikt nas nie będzie potrzebował. Świat nie potrzebuje pustych dusz i serc. Gdy pytamy, jaka jest relacja między modlitwą i czynem, to trzeba podkreślić pierwszeństwo modlitwy i ofiary w stosunku do działania. Dzieciom, które katechizujemy w domu czy w szkole, dajemy Boga na tyle, na ile przedtem wypraszamy to na kolanach. Problem relacji między modlitwą i działaniem można ująć w stwierdzeniu: wszelkie autentyczne działanie rodzi się z modlitwy i kontemplacji. Bo wszystko, co wielkie na tym świecie, pochodzi od Boga, wszystko, co wielkie na tym świecie, rodzi się z ofiary i modlitwy.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------

 

20140712_185551

Otrzymałeś skarb i niezwykły dar, którego nie możesz zatrzymywać jedynie dla siebie. Byłoby to zakopaniem skarbu. Ty masz ten bezcenny skarb przekazywać innym, masz się nim dzielić. Masz świadczyć o tym, czym zostałeś obdarowany, co odkryłeś, co kochasz i czego dokonał w tobie Duch Święty. Im bardziej będziesz uległy Duchowi Świętemu, tym bardziej On odtworzy w tobie obraz Chrystusa i pogłębiając w twoim sercu miłość do Kościoła sprawi, że będziesz wierny swojemu powołaniu do apostolstwa.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------

Kopia Boże Ciało

...Pokój Chrystusa to wynik procesu wybierania Jego osoby. Ważny jest tu ten wybór zasadniczy, ta opcja fundamentalna. - Czy naprawdę Chrystus jest dla ciebie wartością najwyższą? On odkupił cię na krzyżu i zmartwychwstał, dając ci możność zdobycia prawdziwego pokoju i prawdziwej radości. Taki pokój i związana z nim trwała radość są niejako w zasięgu twojej ręki - dzięki krzyżowi i dzięki zmartwychwstaniu. Ty jednak musisz dokonać wyboru, musisz, korzystając z owoców krzyża i zmartwychwstania, wybrać Chrystusa z Jego pokojem. To ma być proces twojej akceptacji Chrystusa. Nie możesz jednak wybrać pokoju i radości, jeżeli nie wybrałeś Chrystusa, ponieważ to On sam pomaga ci w tym wyborze, zabierając ci to, co cię krępuje i zniewala. On obala twoje bożki. Gdy to zaakceptujesz, będzie to twój wybór, twoje opowiedzenie się za pokojem, radością i wolnością, będzie to wybór twojej wiary....
....U podstaw takiego wyboru musi być jednak coś, co ostatecznie jest najważniejsze, wiara w miłość. Czego Jezus ode mnie oczekuje, czego chce? - On chce, żebyś, kochając Jego wolę, chciał dla siebie dobra. Chrystus niczego nie potrzebuje dla siebie. Jeżeli czegoś od ciebie chce, to zawsze twojego dobra. On chce ciebie kochać i chce, żebyś przyjął to Jego pragnienie, czyli Jego miłość...
...Wierzyć i kochać Chrystusa to kochać to, czego On chce, kochać Jego wolę. Mamy wybierać Go właśnie w taki sposób - kochając to, co On kocha. Dopiero umiłowanie woli Chrystusa, potwierdzone naszymi wyborami w sytuacjach prób wiary, przynosi pokój i prawdziwą radość, której nic nam nie może odebrać.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------

Reminescencje (4)

Wiara jest uczestnictwem w życiu Boga, przylgnięciem do Niego jako jedynego Pana, a także oparciem się wyłącznie na Nim. Oparcie się na Chrystusie i całkowite powierzenie się Jemu wyraża naszą pełną ufność wobec Niego. Człowiek jest ukierunkowany na szukanie poczucia bezpieczeństwa, na szukanie oparcia, co oznacza, że jest ukierunkowany na zawierzenie. Jest ukierunkowany na to, żeby mieć jakiś system zabezpieczeń, żeby na coś liczyć, żeby się czemuś czy komuś powierzyć. Poczucie bezpieczeństwa to podstawowy, najbardziej elementarny wymóg ludzkiej psychiki. Jego brak, czy to w sytuacji zagrożenia, czy zabrania nam jakiegoś oparcia, rodzi lęk. To ten rodzący się w nas lęk sprawia, że nasze dążenie do poczucia bezpieczeństwa jest bardzo silne.
Aby nasza wiara była oparciem się na Chrystusie i powierzeniem się Jemu, musimy uznać, że tylko On jest naszym prawdziwym zabezpieczeniem. Płynące z wiary w Jego Słowo całkowite zawierzenie Chrystusowi jest jedyną właściwą odpowiedzią na Jego niezgłębioną miłość ku nam.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------

KONICA MINOLTA DIGITAL CAMERA

Serce Jezusa , domie Boży i bramo niebios —zmiłuj się nad nami.

Dom nie jest miejscem zamieszkania, ale miejscem życia. Nie przebywa się w nim czasami ale zawsze.

KONICA MINOLTA DIGITAL CAMERA

Dla Przedwiecznego Ojca takim domem jest Serce Jego Syna. W nim doznaje miłości i obecności. Miłość Jezusa ofiaruje Mu pełne oddania zawierzenie. Aby wejść do tego domu , do jego duchowej rzeczywistości, trzeba przejść przez bramę, którą włócznią otworzył setnik. Brama ta wprowadza w świat, w którym panuje miłość Boga.

Życzę Wam kochani odnalezienia tej bramy przez święte misteria Triduum Paschalnego oraz spojrzenia w przyszłość gdzie panuje miłość i radość i spełnia się oczekiwana nadzieja naszego życia.

Alleluja Alleluja Alleluja

 

Wielkanoc 2014        z modlitwą ks.Andrzej Stypułkowski

 

-----------------------------------------------------------------------------------------------------

IMG_4255

"Własnego kapłaństwa się boję,

Własnego kapłaństwa się lękam

i przed kapłaństwem w proch padam

i przed kapłaństwem klękam..."

Pochylmy się nad tajemnicą Sakramentu Kapłaństwa.

Wdzięczni za ten dar zapewniamy o naszej modlitwie..

Członkowie RRN

 

----------------------------------------------------------------------------------------------------------

wz

Ofiara Chrystusa ma swoją skuteczność tylko u tych, którzy łączą się z męką Chrystusa przez wiarę i miłość - powie św. Tomasz z Akwinu. Im więcej jest w tobie wiary i miłości, tym skuteczniejsza jest Eucharystia w twoim życiu. Wiara jest uczestnictwem w życiu Boga, realizuje się w szczególny sposób w sakramentach, które są sakramentami wiary. Poprzez Eucharystię uczestniczysz ze wspólnotą wierzących w śmierci i zmartwychwstaniu Chrystusa, zanurzasz się wspólnie w to niezgłębione misterium Jego śmierci i zmartwychwstania. "Liturgia jednoczy nas wszystkich, jako bezpośredni wyraz naszej wiary, szczególnie w czasie Eucharystii. Akt wiary Kościoła nigdy nie jest równie pełny jak w owej chwili. Nigdy nie ma tak wysokiego stopnia świadomości w zjednoczeniu ze zmarłym i zmartwychwstałym Chrystusem, którego powrotu oczekuje Kościół. Nigdy tak mocno nie uczestniczymy w wierze wspólnoty jak w tej chwili, gdy modlimy się wspólnie, gdy wspólnie składamy ofiarę i wspólnie jednoczymy się z miłością Bożą, która żyje w Jezusie Chrystusie" (J. Colomb, Stawanie się wiary, 70). W Eucharystii Jezus zanurzy cię w misterium swojej śmierci, dokona się wtedy twoja przemiana i nawrócenie - śmierć "starego" człowieka. Mocą działania sakramentu i mocą zbawczej męki Jezusa dokona się też w tobie zmartwychwstanie i odrodzenie. Zanurzenie w zmartwychwstanie Chrystusa sprawi, że zacznie rodzić się w tobie nowy człowiek, ukształtowany na Jego podobieństwo. Jeżeli wiara jest przylgnięciem do osoby Chrystusa, to przyjęcie Chrystusa i przylgnięcie do Niego znajduje pełny wyraz dopiero w Eucharystii, która jest kulminacją wiary.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------

IMG_2088

W świetle wiary najważniejszą czynnością naszego dnia jest modlitwa. To ona musi zajmować pierwsze miejsce wśród innych czynności. Kontakt z Bogiem decyduje o wartości i znaczeniu naszej pracy. Jej skuteczność zależy od tego, co jest jakby na zapleczu, a więc od twoich, może bardzo obolałych od klęczenia kolan.

Nie ważne jest, co robisz - powie Jan Paweł II - ważne jest, kim jesteś. Ważne jest, czy jesteś, jak Papież, człowiekiem wiary i modlitwy. Chrześcijanin, jako uczeń Chrystusa, kiedy przestaje być człowiekiem modlitwy, staje się nieprzydatny dla świata, staje się solą zwietrzałą, godną podeptania przez ludzi (por. Mt 5, 13).

Problem modlitwy jest w naszym chrześcijańskim powołaniu problemem zasadniczym. Modląc się, nie tylko sami składamy hołd Chrystusowi, ale wielbimy Go w imieniu świata, który albo nie potrafi, albo nie może, albo nie chce się modlić. Jedno jest pewne: jeśli nie będziemy się modlić, nikt nas nie będzie potrzebował. Świat nie potrzebuje pustych dusz i serc. Gdy pytamy, jaka jest relacja między modlitwą i czynem, to trzeba podkreślić pierwszeństwo modlitwy i ofiary w stosunku do działania. Dzieciom, które katechizujemy w domu czy w szkole, dajemy Boga na tyle, na ile przedtem wypraszamy to na kolanach. Problem relacji między modlitwą i działaniem można ująć w stwierdzeniu: wszelkie autentyczne działanie rodzi się z modlitwy i kontemplacji. Bo wszystko, co wielkie na tym świecie, pochodzi od Boga, wszystko, co wielkie na tym świecie, rodzi się z ofiary i modlitwy.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

935921_581411988565414_156628092_n

Na tyle wierzysz, na ile jesteś ubogi w duchu. Słowo "ubogi" w sensie biblijnym niekoniecznie oznacza ubóstwo w znaczeniu materialnym. Ubogim w duchu był na przykład król Dawid, człowiek postawiony na szczycie drabiny społecznej. Człowiek ubogi duchem to człowiek ogołocony z pewności siebie, to ktoś, kto wie, że nie może liczyć na siebie, na własne siły. Taki człowiek ukierunkowany jest na oczekiwanie wszystkiego od Boga, a nie zakorzenianie się w doczesności. Jeżeli czujesz się mocny w sensie naturalnych możliwości, którymi dysponujesz, twoja wiara nie może rozwinąć się i pogłębić. To dlatego musisz odczuć swoją słabość, musisz zobaczyć, że czegoś nie możesz. Będzie to wezwanie do wiary. Twoja słabość, niemożność i bezradność staną się jakby szczeliną, przez którą będzie przeciskała się do twojego serca łaska wiary. Poprzez nasze zranienia Bóg daje nam łaskę pogłębienia wiary.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

DSC_0117

 

Tylko człowiek, który wierzy, potrafi być wdzięczny za wszystko. Ta wdzięczność będzie objawiała się radością na twojej twarzy, radością, bo wszystko jest talentem ku obracaniu na dobro. To rozważanie o talentach nawiązuje do nauki św. Pawła i do słynnej tezy św. Augustyna: "Miłującym Boga wszystko pomaga ku dobremu, nawet grzech". Tak więc nawet upadek, a więc wielkie niepowodzenie, które jednocześnie rani Jezusa, może być szansą; w nim też kryje się jakiś dany ci talent, który możesz wykorzystać. Trzeba tylko twojej wiary, twojego nawracania się ku takiej wierze, byś mógł patrzeć oczyma Jezusa. On patrząc na twoje życie - może pełne niepowodzeń, trosk, konfliktów, nieudanych zamierzeń, trudności w życiu zewnętrznym i wewnętrznym - nigdy nie jest smutny. On patrzy z radością, bo spodziewa się, że to wszystko zaowocuje, że wykorzystasz to, że będziesz radosny i wdzięczny za wszystko, czym cię obdarza.

Chrystusowe dzieło Odkupienia trwa nadal. Przez wiarę jesteśmy w nie włączeni, a ono obejmuje nie tylko sam nasz grzech, ale i cały jego kontekst. Tak więc również lęk i zagrożenie stają się przedmiotem Odkupienia. Jezus umierając na Krzyżu odkupił nas od lęku i zagrożenia, tak jak odkupił nas od grzechu. Całe twoje życie powinno być ukierunkowane na coraz pełniejsze otwieranie się na odkupieńcze działanie Chrystusa. Z Krzyża bowiem nieustannie płynie łaska, byś mógł być zbawiony od grzechu, ale również od lęku.

 

Jak walczyć z osaczającym nas lękiem? Jeżeli będziesz walczył z nim wprost, zakończy się to fiaskiem. Jest tylko jedna niezawodna droga: Otworzyć się na odkupieńcze działanie Chrystusa przez taką wiarę, jaką ma ewangeliczne dziecko. Musisz uwierzyć, że Jezus odkupił cię od wszystkiego, co ci zagraża, że jesteś wolny. Powinieneś powiedzieć sobie: Nie ma zagrożenia, ponieważ On mnie odkupił i od wszystkiego uwolnił, muszę tylko to przyjąć. Wiara to przyjmowanie, proces przyjmowania odkupieńczego działania Chrystusa.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

 "Przez chrzest umieramy dla grzechu.Jest to autentyczna śmierć, zniszczenie w człowieku tego, co było w nim złe, nieodkupione, by mógł odrodzić się jako syn Boży, stając się nowym stworzeniem - powołanym do świętości uczestnikiem natury Bożej. Przez chrzest człowiek zostaje poświęcony, konsekrowany dla Boga, staje się prawdziwym Jego czcicielem i przybranym dzieckiem... przez chrzest człowiek otrzymuje dar wiary i odtąd uczestniczy w królewskim kapłaństwie Chrystusa, stając się uczestnikiem Jego kapłańskiego, prorockiego i królewskiego urzędu, że zostaje włączony - choć jeszcze nie całkowicie - w Jego Mistyczne Ciało....Chrzest sprawia, że naszym udziałem staje się ta absolutna nowość życia, jaką Chrystus zapoczątkował w dziejach człowieka przez swoje zmartwychwstanie. Ta nowość życia to wyzwolenie nas z dziedzictwa grzechu, z jego "niewoli" i uświęcenie w prawdzie. To odkrycie naszego powołania do zjednoczenia z Bogiem i życia razem z Chrystusem w Nim."

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

 Noc Narodzenia Pana, który jest światłem dla ludzi, jaśnieje blaskiem dla każdego człowieka, aby oświetlić jego drogi życia.

Kopia Betlejem

Wpatrując się w Nowonarodzonego Syna Bożego odczytaj niezwykły dialog miłości Matki i Syna

„…mam tylko ciebie…”

Radosne oczy Dzieciątka patrzą na ciebie i znów powtarzają jak odwieczny refren w pieśni –

„… mam tylko ciebie…”

 Jakże nie odpowiedzieć na to, odwzajemniając Jezusowi     „…mam tylko Ciebie Jezu…”

Oby ta Noc na nowo przypomniała każdemu z nas o miłości Matki do Swojego Syna.

Matki, która poprowadzi ciebie do Jezusa.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

image003

Podobnie jak przyjście Jezusa na Boże Narodzenie poprzedza oczekiwanie adwentowe, tak oczekiwane powinno być również Jego przyjście w Eucharystii. Jezus ciągle zstępuje na ołtarz, rodzi się na nim i to Jego rodzenie się na ołtarzu też powinno być poprzedzone „adwentem" - adwentem eucharystycznym. Adwent eucharystyczny to przede wszystkim postawa wiary, to wiara w miłość Jezusa, który ciebie oczekuje. Tak ważne jest, żebyś uwierzył, że Jezus pragnie przyjść do twojego serca, że pragnie sprawowania Eucharystii, że oczekuje twojej Komunii Św., ponieważ chce poprzez Najświętszy Sakrament - główne źródło łask, oddać się tobie w pełni.

I może w to uwierzę po różnych meandrach, bo to wszystko nie przebiega gładko, prosto, bo drogi ludzkie nie są przecież proste. Ale na tych meandrach - naznaczonych niezwykłymi zwycięstwami łaski, ale też dramatyczną nieraz moją odmową - On nigdy nie przestanie mi mówić, że w Nim gotuje się głód mnie. Po to, abym w końcu zachwycił się tą Miłością eucharystyczną. Bo zobaczę, że to po ludzku jest szaleństwo, żeby On zakochał się w takim jak ja i żeby to zakochanie wyrażało się w tych zdumiewających słowach. Ta nieskończoność Boga, Jego panowanie z ołtarza eucharystycznego nad światem, kierowanie najmniejszym elementem makro- i mikrohistorii i w tym kontekście ten Jego stały szept: Mam tylko ciebie.

Chyba niemożliwe, żebym nie oszalał i żebym ostatecznie nie zakochał się w tym niepojętym, objawiającym mi się Najświętszym z sakramentów Bogu. Tak by świat znikał dla mnie, a pozostał tylko On w tej Miłości eucharystycznej, która mnie wybrała. I ciągle objawia mi szaleńczy dar tych słów: Mam tylko ciebie, mam tylko ciebie...

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Podstawową zasadą działania Bożego jest to, że On nie chce się narzucać. Jeżeli drzwi twojego serca będą zamknięte, On nie będzie chciał ich wyważać. "Jezus wyręczy mnie we wszystkim - pisała św. Małgorzata Maria - jeśli tylko pozwolę Mu działać w sobie. Będzie we mnie kochał, pragnął, uzupełniał wszystkie moje niedostatki". Zdanie się na Boga jest najwyższą formą zawierzenia, najwyższą formą oparcia się na Panu. "Nie pragnę już ani cierpienia, ani śmierci - mówiła św. Teresa od Dzieciątka Jezus - choć kocham jedno i drugie; tylko miłość mnie pociąga. Dziś jedyną moją busolą jest zdanie się na Boga. O nic nie potrafię już żarliwie prosić poza tym jednym, by w mojej duszy wypełniła się wola Boża bez przeszkód ze strony stworzeń" (Pisma, t. I, 235 n). Teresa przyznaje, że długo trwało, zanim osiągnęła ten stopień zdania się na wolę Pana.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Św. Tomasz z Akwinu mówi, że wiara przybliża nas do poznania Bożego. Uczestnicząc bowiem w życiu Boga zaczynamy widzieć i oceniać wszystko jakby Jego oczyma - omnia quasi oculo Dei intuemur (In Boeth. de Trinitate, qu. 3, a. 1).
Uczestnictwo przez wiarę w życiu Bożym sprawia, że stajemy się nowym człowiekiem, otrzymujemy nowe rozumienie rzeczywistości, nowe widzenie zarówno Boga, jak i otaczającej nas rzeczywistości doczesnej. Przez wiarę w rzeczywistości doczesnej zaczynamy dostrzegać działanie pierwszej przyczyny - Boga.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dostrzegamy Jego obecność i działanie zarówno w sobie, jak i w świecie przyrody czy historii. Dostrzegamy, że to On jest autorem, On jest twórcą wszystkiego, że to, co poznajemy tylko po ludzku, po świecku, nie jest pełną rzeczywistością, że jest to tylko widzenie czysto zewnętrzne, oglądanie jedynie drugorzędnych przyczyn, którymi Bóg się posługuje. Wiara jest cnotą, która umożliwia kontakt z Bogiem i stanowi fundament życia nadprzyrodzonego. Ponieważ znajduje się ona u podstaw wszelkiej aktywności nadprzyrodzonej, wszystko dzieje się przez nią. O aktywności życia nadprzyrodzonego decydują zalety i niedostatki naszej wiary. Trudności w życiu nadprzyrodzonym wiążą się zawsze ze słabością wiary. Jest ona cnotą podstawową, ponieważ daje nam możliwość uczestniczenia w życiu Boga. Wiara to uczestnictwo w myśli Boga, to jakby osadzony na naturalnych władzach duszy rozum nadprzyrodzony, który uzdalnia nas do myślenia tak jak Bóg zarówno o sobie samym, jak i o wszystkim, z czym stykamy się. Stąd wierzyć znaczy uzgadniać swoją myśl z Jego myślą i identyfikować się z Jego myślą.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Człowiekiem wielkiej wiary, rozpoznającym wszędzie ślady Boga, jest św. Franciszek z Asyżu. Jaka niesamowita wiara przebija z postawy Franciszka, który modli się słowami: Pochwalony bądź, Panie, przez brata naszego księżyc i nasze siostry gwiazdy. Pochwalony bądź, Panie, przez brata naszego wiatr i przez powietrze. Czy zdarzyło ci się kiedy, że gdy szedłeś łąką czy lasem, owiewany przez wiatr, dostrzegłeś w tym wietrze dotknięcie Boga. Jeśli tak, to jest w tobie coś z wiary św. Franciszka z Asyżu, który wszędzie widział przejaw działania Boga. - Pochwalony bądź, Panie, przez brata naszego wiatr; pochwalony bądź, który jesteś w tym wietrze. Pochwalony bądź przez orzeźwiające nas powietrze, którym możemy oddychać, bo Ty jesteś naszym oddechem i naszym powietrzem. Wszystko jest od Pana, i czas pogodny, i pochmurny; brzydka pogoda też jest Jego pogodą. Żywa wiara umożliwia nam dostrzeganie Bożych cudów w otaczającym nas świecie i w naszej zwykłej codzienności. Nawet chlapa i deszcz są cudem Boga dla nas zdziałanym. Deszcz, który z pewnością nie jeden raz przemoczył cię do suchej nitki, jest też dotknięciem Pana. Jeśli to dostrzeżesz, będzie to twoja modlitwa wiary.
        Bądź pochwalony, Panie, przez naszą siostrę wodę. Pijąc wodę, gdy jesteś spragniony, zwłaszcza w gorące i upalne dni, możesz doświadczyć obecności Pana. Do takiego widzenia świata nie jesteśmy przyzwyczajeni. A przecież w tej zwykłej, codziennej sytuacji można zobaczyć Boga, który tą wodą orzeźwia nas i zwilża nasze, może zeschnięte i spieczone usta. On jest w tej wodzie. Świadomość takiej obecności to postawa wiary. Dlatego św. Franciszek przypomina nam, że jest to "siostra woda" - symbol obecności i działania Boga.